Ostatnie rozważania wokół BKD i możliwego przejęcia kontroli przez zarząd prowadzą do kilku ważnych wniosków, które warto zebrać w całość. Z jednej strony objęcie przez zarząd pakietu kontrolnego w okolicach 66% byłoby mocnym sygnałem dla rynku bo pokazaliby, że wierzą w spółkę i są gotowi ryzykować własnym kapitałem. To często postrzegane jest jako „skin in the game” i w krótkim terminie mogłoby pozytywnie wpłynąć na kurs. Z drugiej jednak strony, taka koncentracja akcji w rękach dwóch osób oznacza bardzo niski free float i drastyczne ograniczenie płynności. Przy takiej strukturze akcjonariatu kurs staje się wyjątkowo podatny na wahania i działania spekulantów, a ryzyko „pump & dump” rośnie. Co więcej, silna koncentracja akcji zwykle odstrasza inwestorów instytucjonalnych czy branżowych gdyż trudno im wejść do spółki skoro faktyczna kontrola i tak zostaje w rękach jednej czy dwóch osób.
Dodatkowym problemem przy tak dużym udziale zarządu jest przyszłe finansowanie. Jeśli spółka będzie chciała się rozwijać i potrzebować większego kapitału, naturalnym kierunkiem stanie się emisja akcji. To oznacza dla zarządu rozwodnienie udziałów, presję na kurs i potencjalne oddanie części kontroli nowym inwestorom. Wizerunkowo też mogłoby to wyglądać słabo ponieważ dziś skupili, jutro muszą rozwadniać, bo zabrakło środków.
Pojawia się też szersze pytanie: jaki jest sens bycia na giełdzie, jeśli większość akcji i tak pozostaje w rękach zarządu? W takim układzie mniejszościowi akcjonariusze są de facto jedynie statystami, rynek ma minimalny wpływ na spółkę, a free float jest tak niski, że płynność praktycznie zanika. Zyskuje głównie zarząd poprzez prestiż notowania, potencjalna furtka do emisji w przyszłości i możliwość łatwiejszego wyjścia z akcji. Z punktu widzenia inwestorów mniejszościowych taki układ ma ograniczony sens. Co więcej, koncentrację można też interpretować jako krok w stronę potencjalnego wycofania spółki z giełdy gdy free float jest minimalny, koszty notowania zaczynają przewyższać korzyści, a dominujący akcjonariuszowi łatwiej jest ogłosić wezwanie i zamknąć spółkę na parkiecie.
Na koniec. Z punktu widzenia stabilnego wzrostu kursu i komfortu inwestorów mniejszościowych lepszym wariantem wydaje się bardziej rozproszony akcjonariat. Obecność inwestorów instytucjonalnych czy branżowych nie tylko zwiększa płynność, ale i zmniejsza pole do krótkoterminowych manipulacji kursem. Taki układ daje większe szanse, że kurs będzie podążał za fundamentami, a nie za emocjami kilku graczy z większym portfelem.