Stanisław Paszyński, obywatel Polski i USA, mieszka nad jeziorem Miedwie w poniemieckim pałacu, który jeszcze dwanaście lat temu był Domem Oficera Armii Czerwonej.
W latach 70. był taksówkarzem w rodzinnym Dębnie Lubuskim, miał jedynego w miasteczku mercedesa. W 1975 r. trafił do rumuńskiego więzienia, kiedy złapano go na nielegalnym handlu diamentami. W 1981 r. został aresztowany w Szczecinie za udział w tzw. aferze srebrnej, czyli przemycie tego kruszcu do Belgii. Wyszedł na trzy dni przed wprowadzeniem stanu wojennego. Kilkanaście dni później był już w RFN. Nie wiadomo, w jaki sposób wydostał się z Polski. Sam twierdzi, że uciekł w ładowni statku. Z Niemiec wyjechał do Stanów. Opowiadał, że ”handlował tam mydłem i powidłem” i po prostu miał szczęście. Innym razem twierdził, że babcia zostawiła mu wielki spadek w szwajcarskim banku. W każdym razie do Polski wrócił w 1989 r. jako milioner.
Na początku lat 90. Stanisław P. wraz z dwoma przyjaciółmi zainwestował w pierwszą prywatną wytwórnię win musujących w Polsce działającą pod szyldem łódzkiej spółki Complex. Szybko wybuchła afera - Włosi zorientowali się, że naklejka na produkowanym przez Complex wermucie Cin-Cin do złudzenia przypomina znak towarowy Cinzano. Skończyło się procesem wygranym w 1992 r. przez włoskich winiarzy i zmianą etykietki.
Już na własną rękę w 1993 r. Stanisław P. założył spółkę Texass Ranch Company, której prezesem został Tadeusz C., były szef WSI w 12. Dywizji Zmechanizowanej. Firma Stanisława P. produkowała wina w jego rodzinnym Dębnie Lubuskim. Kiedy koniunktura na wina się skończyła, P. wytwórnię sprzedał. Wtedy też zaszył się w pałacu w Koszewie, który w 1993 r. kupił od państwa wraz z 2 tys. ha ziemi (w drugim pałacu w pobliskim Koszewku jest jego biuro) za blisko 10 mln zł. O Stanisławie P. ucichło. Do 7 września 1999 r., kiedy do drzwi jego pałacu zapukała policja.
A milioner handluje płytami Mieczysława Fogga
8 września 1999 r. tarnobrzeska prokuratura ujawniła, że Stanisław P. jest podejrzany o to, że wymyślił, zorganizował i kierował fikcyjnym obrotem towarów w celu wyłudzenia od państwa zwrotu podatku VAT. Według prokuratury tzw. maszynkę do wyłudzania VAT tworzyło 80 firm z całej Polski, które w latach 1993-98 handlowały między sobą m.in.: starymi mundurami OHP, żyletkami albo np. płytami Mieczysława Fogga. Towar kupowany od upadających przedsiębiorstw zmieniał właścicieli tylko na papierze, po to aby rosła jego cena i zawarty w niej podatek VAT, który odbierano z urzędu skarbowego po fikcyjnym wyeksportowaniu produktów.
Stanisław P. pytany przez prokuratora, dlaczego za wyeksportowany towar nie dostawał zapłaty z zagranicy, wyjaśniał, że eksportem starych prądnic lub płyt winylowych spłaca kupione w Austrii licencje swoich win i prawa autorskie do ich etykiet. Śledztwo wykazało, że żadnych licencji na produkcję i etykiety nie miał.
Za Stanisłwa P. osobiście poręczył Stanisław Nizio - szef Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej (w PRL Nizio był m.in. szefem wydziału organizacyjnego Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Tak samo jak Stanisław P. pochodzi z Dębna, był partnerem w jego winnych interesach).
Stanisław P. wyszedł z aresztu za największym poręczeniem majątkowym w historii polskiego wymiaru sprawiedliwości - 16,5 mln zł: pół miliona w gotówce, reszta w nieruchomościach(następny jest Bogusław Bagsik ze skromnymi 2 mln zł). W listopadzie 2000 r. tarnobrzeska prokuratura oskarżyła 38 osób o wyłudzenie blisko 32 mln zł podatku VAT i próbę wyłudzenia kolejnych 37 mln zł. Wśród sześciu głównych oskarżonych jest Stanisław P. i jego siostra Romana W.
Jak przedawnić sprawę? Przenieść do Warszawy
Kiedy postanowiłem sprawdzić, co dzieje się w aferze VAT-owskiej, okazało się, że sprawę przeniesiono do Sądu Rejonowego w Warszawie, a na Stanisławie P. nie ciąży już rekordowa kaucja. Jak to możliwe?
Otóż z kaucji na nieruchomościach Stanisława P. zwolniono dzięki zabiegom prawników i wpłaceniu przez niego kaucji 1,2 mln zł.
Zaś akt oskarżenia trafił do sądu w Stalowej Woli, ale tam nie było odpowiednio dużej sali i sprawa wróciła do Tarnobrzega. Kiedy zaś okazało się, że obrona zgłosiła prawie 50nowych świadków z Warszawy, sprawę-gigant (akt oskarżenia liczy 1137 stron, dla porównania: w aferze FOZZ - ok. 700) przesłano do stolicy. Stołeczne sądy mają najwieksze zaleglości. Wniosek oskarżonych nie był więc chyba przypadkowy (pierwsze zarzuty w sprawie mogą się przedawnić już za dwa lata).
Współpracownicy Stanisława P. są przekonani, że sprawa ”maszynki do wyłudzania VAT” jest już przeszłością. - Jaka sprawa karna? To wszystko jest już dawno umorzone - przekonywał mnie prezes Texass Ranch Company Jan Redełkiewicz.
- Umorzenie? Bzdura! - mówi prokurator Anna Utnik, szefowa Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. - Czekamy na proces.
Stanisław P. nie handluje już longplayami Fogga. Swoje udziały w największej spółce Texass Ranch Company sprzedał w 2000 r. Jeanowi Zanchi, Włochowi mieszkającemu w Szwajcarii. Znajomi Stanisława P., z którymi rozmawiałem, nigdy owego Włocha nie widzieli.
Chociaż po wpadce z VAT P. oficjalnie wycofał się z biznesu, mamy powody przypuszczać, że jest inaczej.
O tym, że rewident miał wątpliwości, ale Extra kapitał podwyższono
W marcu br. w Szczecinie było głośno o prywatyzacji upadającej Fabryki Mechanizmów Samochodowych ”Polmo”. Firma zatrudniała do niedawna 180 osób, a jej strata netto za 2000 r. wynosiła prawie 12 mln zł. Nagle większościowym udziałowcem Polmo została nieznana nikomu spółka Extra SA, która kupiła akcje zakładu od Narodowego Funduszu Inwestycyjnego ”Piast”.
Właścicielem spółki Extra jest w 99 proc. firma Italiana. Ta obecnie szczecińska spółka z o.o. wcześniej miała siedzibę w Gorzowie, a jeszcze wcześniej w Łodzi. Jeszcze w 1999r. Italiana nazywała się Texass. A tę spółkę założył przed dziesięcioma laty Stanisław P. Jej pierwszym prezesem była jego siostra Romana W., na której także ciążą zarzuty w aferze VAT-owskiej.
To właśnie spółka Italiana podwyższyła kapitał firmy Extra SA (100 tys. zł) o 15 mln zł, czyniąc ją wiarygodnym inwestorem. Ciekawe, że właścicielem Italiany jest w 100 proc. kolejna spółka - MCR sp. z o.o. (również nie jest to jej pierwsza nazwa), której akta sądowe pękają w szwach od listów wierzycieli z całej Polski i jednostek policji, które prowadzą postępowania w sprawie fałszerstw. Skąd więc ten olbrzymi kapitał Italiany? Miały się na niego złożyć m.in. wierzytelności od dwóch firm - Mabusa Amstalt z księstwa Liechtenstein (4,6 mln zł) i Corvado ze Szwajcarii (4,99 mln zł). W aktach rejestrowych szczecińskiego sądu znalazłem zapis: ”Biegłemu rewidentowi nie okazano dokumentów potwierdzających realność i ściągalność tych należności”. Mimo wątpliwości rewidenta kapitał podwyższono, a prywatyzacja Fabryki Mechanizmów Samochodowych ”Polmo” jest faktem.
Był grunt fabryczny, będzie hipermarketowy
Skandal wybuchł dopiero wiosną br., gdy okazało się, że Extra SA zamierza teren kupiony jako fabryczny (położony przy al. Wojska Polskiego, przelotowej arterii Szczecina)sprzedać z wielkim zyskiem brytyjskiej sieci hipermarketów Tesco. Oburzyli się m.in. szczecińscy radni i okoliczni mieszkańcy.
Nie mniejsze emocje wywołała informacja o próbie sprzedaży tej samej sieci hipermarketów atrakcyjnego terenu w Gorzowie. Tam pośrednikiem między Agencją Mienia Wojskowego, do której należał grunt, a Brytyjczykami okazały się dwie spółki należące do rodziny Stanisława P.
To nie wszystko - spółka należąca do syna i żony Stanisława P. sprywatyzowała bez rozgłosu szczecińską fabrykę Famabud Waryński przy ul. Cukrowej.
- Ziemia, klub sportowy, fabryka taka czy inna - to nie ma dla Staszka znaczenia - mówi osoba z jego otoczenia. - Kupuje wszystko, co można tanio przejąć, a potem sprzedać z dużym zyskiem.
Kupić Pogoń Szczecin i 18 willowych hektarów
Przed czterema laty działacz sportowy Stanisław Nizio (ten sam, który złożył osobiste poręczenie za Stanisława P.) oświadczył na konferencji prasowej, że pewna grupa kapitałowa spod Szczecina chce kupić Pogoń Szczecin. Tą grupą okazał się Stanisław P., który na futbolu co prawda się nie zna, ale bardzo interesowało go 18 ha ziemi należącej do Pogoni w najdroższej szczecińskiej dzielnicy - willowym Pogodnie. Pertraktacje z miastem przerwało aresztowanie Stanisława P.
Przed miesiącem klub od kolejnego właściciela odkupił szwedzki biznesman Les Gondor. Umowę podpisano uroczyście w szczecińskim hotelu Radisson. W tym samym czasie w kuluarach widziany był Stanisław P.
O tym, jak Ryszard Bonda kupował Ursus
Przed dwoma laty w upadającym gorzowskim Ursusie (filia podwarszawskiej firmy) pojawił się Ryszard Bonda, dzisiejszy poseł Samoobrony. Chciał kupić firmę. Z syndykiem masy upadłościowej wynegocjował cenę 25 mln zł, na co przystała rada wierzycieli. Wpłacił też wadium w wysokości 2,5 mln zł. Niedługo potem oświadczył, że nie zdołał zebrać całej kwoty, i zaproponował nowego inwestora godnego zaufania - spółkę Royal Grant SA.
W aktach rejestrowych szczecińskiego sądu jest kilka firm o podobnie brzmiących nazwach: Royal International, Royal Brands International, Royal Lux Euro Elektronix, Royal Grant. Łączy je jedno - adres Koszewko 13 (pałacyk ”biurowy” Stanisława P.).
Spółka akcyjna Royal Grant, która kupiła gorzowski Ursus, należy do Daniela P., syna Stanisława P., Haliny P., jego żony, i firmy Salomon Industries (większość udziałów kontrolują w niej także syn i żona Stanisława P.). W ostatnich tygodniach prokurentem Royal Grant został sam Stanisław P. To właśnie Royal Grant SA kupił w Szczecinie państwowy zakład Famabud Waryński.
Przeglądając akta rejestrowe dziesiątek spółek rodziny P., natknąłem się na zapisy, z których wynikało, że w Ursusie i Waryńskim będą produkowane podzespoły do elektrowni wiatrowych.
- W gorzowskim Ursusie skomplikowane elektroniczne urządzenia? - specjalista od wiatraków, któremu o tym powiedziałem, nie mógł się nadziwić. - Przecież tam są tylko stare frezarki.
Po kilku tygodniach wiedziałem - z pomysłem na wiatraki i posłem Bondą u boku Stanisław P. powraca na scenę w wielkim stylu.
Załatwiasz papiery, czekasz na inwestora albo sam podłączasz się do dotacji
Energia odnawialna, do której zalicza się m.in. tę produkowaną przez wiatraki, to ostatnio modny temat.
Choć energia wiatrakowa jest dziś prawie trzy razy droższa od pochodzącej z elektrowni węglowych, wciąż są chętni do inwestowania w ten ekologiczny biznes. Węgiel kiedyś się skończy. Już teraz polskie zakłady energetyczne zgodnie z rozporządzeniem ministra gospodarki muszą kupować 2,5 proc. swojego zapotrzebowania ze źródeł odnawialnych. W 1998 r. będzie to 7,5 proc. zapotrzebowania, a w przyszłości być może nawet 12 proc. W państwach Unii do energii odnawialnej dopłacają podatnicy. Tak może być w Polsce za kilka lat.
- Co trzeba mieć, żeby postawić wiatrak? - zapytałem menedżera, nazwijmy go Iks, odpowiedzialnego za energię wiatrakową w wielkim zachodnim koncernie.
- Podstawa to załatwienie gruntu, zgody na budowę i tzw. warunków podłączenia do państwowej sieci energetycznej - wylicza Iks. - Bez tego ani rusz. A przedstawicielom zachodnich firm, które mają pieniądze na wiatraki w Polsce, trudno przebić się przez gąszcz naszych przepisów i lokalnych urzędników. Jeżeli więc masz ziemię, nad którą wieją dobre wiatry, i załatwisz w urzędach odpowiednie zgody, z takim pakietem możesz szukać zachodniego inwestora. Nieźle na tym zarobisz.
- Ile?
- 7-10 proc. wartości inwestycji. Tak jest przyjęte w naszej branży.
- Czyli ile?
- Uśredniając koszt postawienia wiatraka o mocy 1 MW, to około miliona dolarów. Jeżeli więc stawiamy mały park - powiedzmy pięć wiatraków o mocy 2 MW każdy - to koszt inwestycji wyniesie jakieś 10 milionów dolarów. Kto załatwi ziemię i papiery, powinien więc dostać milion dolarów.
- Jak można jeszcze zarobić?
- Można samemu podłączyć się pod strumień dotacji.
Salomon Industries, czyli nalewanie z próżnego
Zdobyłem wykaz firm ”wiatrakowych”, które wystąpiły o tzw. warunki techniczne przyłączenia do państwowej sieci energetycznej w Zachodniopomorskiem. Okazuje się, że prawdziwym potentatem w tej dziedzinie jest nieznana w tej branży spółka Salomon Industries SA.
Firma ta deklaruje, że zbuduje parki wiatrakowe m.in. w Koszewie o mocy 66 MW, Kamieniu Pomorskim - 30 MW, Brzozowie - 22,5 MW. Ich łączna moc to 330 MW.
W grę wchodzi więc inwestycja za blisko 330 mln dol.
Sprawdziłem. Spółka, która planuje inwestycje warte setki milionów dolarów, ma biuro o powierzchni 7 metrów kwadratowych wynajęte... od Texass Ranch Company. Czyli w pałacu Stanisława P. w Koszewku.
Formalnie należąca do jego syna i żony firma Salomon Industries SA została zarejestrowana w grudniu 1998 r. Miała się zajmować m.in. organizacją własnych obszarów celnych, dystrybucją paliw i olejów oraz produkcją alkoholu. Ale 17 października 2000 r. złożono w sądzie wniosek o zarejestrowanie zmian w statucie, chodziło o nową działalność - produkcja i handel energią elektryczną pochodzącą ze źródeł odnawialnych.
W celach na 2002 r. Salomon Industries zaskakuje rozmachem: uruchomienie biura projektowego do kompleksowej obsługi parków elektrowni wiatrowych, zbudowanie sześciu parków pod szyldem Salomon, budowa 14 parków na zlecenie innych podmiotów.
Oprócz Salomon Industries SA w Szczecinie działają spółki Salomon sp. z o.o. i Salomon Energy sp. z o.o. Ta ostatnia nazywała się kiedyś International Packegings Systems i była objęta tarnobrzeskim śledztwem w sprawie wyłudzenia VAT. Z akt rejestrowych szczecińskiego sądu wynika, że jej pierwszymi udziałowcami, poza siostrą Stanisława P. Romaną W., były cztery angielskie spółki. Ciekawe, że wszystkie podały ten sam londyński adres. Ich udziały odkupili ostatnio członkowie rodziny Stanisława P. W umowie sprzedaży udziałów po stronie ”londyńczyków” są tylko nieczytelne podpisy. Ostatnio kapitał Salomon Energy wynoszący 10 tys. zł został podniesiony o 7 mln zł przez spółkę Royal Grant SA.
Wiatraki jak Polska długa i szeroka
Jednak nie tylko ”Salomony” interesują się energią odnawialną. Stosowne warunki z zakładu energetycznego otrzymały już inne firmy kontrolowane przez Stanisława P.: Italiana, Royal Grant i w końcu sam Texass Ranch Company, który deklaruje inwestycje idące w dziesiątki milionów dolarów.
Iks z zachodniego koncernu mówił mi, że firmy rodziny P., choć nieznane w branży wiatrakowej, ”zablokowały miejsce” innym inwestorom, bo mają na papierze tyle zgód z zakładu energetycznego, że inni nie mogą już na nie liczyć.
- Nie jesteśmy w stanie sprawdzać wiarygodności firm, które występują o warunki przyłączenia do sieci - mówi prezes Energetyki Szczecińskiej SA Dariusz Wieczorek.
Dodaje, że ostatnio takich firm jest bardzo dużo, a ich przedstawiciele deklarują, że stoją za nimi wielkie pieniądze. - Sytuacja jest dziwna. Gdybyśmy zrealizowali 30 proc. planów, jakie roztaczają, to cała energia w Polsce pochodziłaby z wiatraków - śmieje się Wieczorek.
Ziemia! Ziemia! I co z tego, że z długami?
Z ostatniego oświadczenia majątkowego posła Bondy złożonego w kancelarii marszałka Sejmu 9 maja 2002 r. wynika, że nie ma on udziałów w żadnych spółkach. W rzeczywistości miewał je, ale przez krótki czas.
- Niech się pan zainteresuje spółką Alka - usłyszałem od człowieka, który miał coś wiedzieć o interesach posła Samoobrony ze Stanisławem P.
Zainteresowałem się. Alka sp. z o.o. została zarejestrowana w 1994 r. przez Zbigniewa H. pełniącego w połowie lat 90. obowiązki dyrektora szczecińskiego oddziału Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Prowadziła gospodarstwo rolne w pobliżu Kamienia Pomorskiego i szybko wpadła w kłopoty finansowe. Jej sądowe akta pełne są listów od wierzycieli. W grudniu 2000 r. zadłużoną firmę kupił Ryszard Bonda. Miesiąc później został jej prezesem. W czerwcu 2001 r. przedstawił nową listę akcjonariuszy. Wynika z niej, że większość udziałów w spółce ma już Halina P., żona Stanisława P., i syn obecnego posła Samoobrony Łukasz Bonda.
Do rodziny Zbigniewa H. należała również przed ośmioma laty spółka Ewrol. Po kilku latach także kompletnie zadłużona. W niej też pojawił się Ryszard Bonda. Tera
z udziały w Ewrolu należą w równych częściach do rodziny Stanisława P. i posła Bondy.
Albo polsko-niemiecka spółka Dreżewo. Powstała w 1994 r. Jej interesy szły kiepsko. W aktach jest m.in. list od wójta, z którego wynika, że jej właściciel ”nie wywiązuje się z ciążących na nim zobowiązań podatkowych”. Udziały w zadłużonej firmie skupił Ryszard Bonda, aby je natychmiast odsprzedać żonie Stanisława P. i swojemu synowi.
Co łączy spółki kupowane przez Bondę? Państwowa ziemia, którą dzierżawiły od AWRSP. Kupując zadłużoną spółkę za grosze, przejmuje się umowę dzierżawy ziemi.
Właśnie na tej ziemi - na papierze - powstaje wiatrakowe imperium Stanisława P.
Na przykład w Dreżewie Salomon Industries SA obiecuje postawić park wiatrakowy o mocy 22,5 MW, a w Kamieniu (ziemia spółki Alka) - o mocy 30 MW.
A co z długami kupionych spółek? Nowi właściciele nie muszą się nimi właściwie przejmować. Postępowania sądowe trwają latami i są nieskuteczne. Spółki nie mają zaś żadnego majątku, który można by zająć (ziemia jest tylko dzierżawiona). Wierzyciele mogliby wprawdzie dochodzić w tej sytuacji swoich praw od członków zarządów firm. Jednak w spółkach kontrolowanych przez rodziny posła i Stanisława P. zarządy są jednoosobowe. A prezesami są dwaj pracownicy Stanisława P.
I pan Stanisław jakiś nerwowy
Moja rozmówczyni, energiczna kobieta sukcesu (nazwijmy ją Ewa), odpowiada za energię wiatrakową w dużym niemieckim koncernie energetycznym, który inwestuje w Polsce miliony euro.
- To było dwa lata temu - wspomina pani Ewa. - Biznesmen spod Szczecina zgłosił się do nas z propozycją interesu. Chodziło o produkcję podzespołów do wiatraków w jego fabryce w Gorzowie [chodziło o wówczas jeszcze państwowy Ursus - przyp. AZ]. Poważnie rozważaliśmy tę ofertę. Tyle że nikt nie znał jego firmy, Royal Grant dziwnie brzmiało, a mieliśmy zainwestować 10 milionów marek. Pojechałam do Szczecina, taksówka dowiozła mnie do jego posiadłości. Minęłam jeden pałac, zatrzymaliśmy się pod drugim, większym. A tam wyleciały jakieś kundle i jeden z nich mnie chapnął. ”Dziwny początek interesu” - pomyślałam. Później to kiczowate wnętrze pałacu, które - jak sądzę - zdaniem gospodarza miało robić wrażenie. Mój nos mówił, że coś było nie tak. I ten pan Stanisław jakiś taki nerwowy. Pytałam go o interesy w Stanach, mówił, że wzbogacił się na nafcie. I o Rosji - tam podobno miał rozlewnie alkoholu. Mówił też, z kim to on w Rosji nie jeździł na polowania. Wróciłam do Warszawy i zaczęłam go sprawdzać. Okazało się, że jest oskarżony o wyłudzenia. Przez telefon powiedziałam mu, że to nie po dżentelmeńsku, iż nie powiedział mi o swoich kłopotach. Przecież spotkaliśmy się nie po to, by sprawdzić jego moralność, ale to, czy można w interes z nim zainwestować 10 milionów marek.
- I co, można?
- Moim zdaniem nie. Dlatego zerwałam ten interes.
Dobrze zbudowani panowie nie wrócili
Poukładajmy fakty. Dziwne spółki wzajemnie podnoszące sobie kapitał o podobnie brzmiących nazwach są na papierze liderem w branży wiatrakowej na Pomorzu Zachodnim. W ich zarządach i radach nadzorczych pojawiają się te same nazwiska co w aferze vatowskiej. Firmy mają ziemię, stosowne zgody załatwione w urzędach. Mają fabryki, w których miały być produkowane wiatraki, ale nic się w nich nie dzieje. Mają w końcu same wiatraki. Znalazłem ich kilka złożonych w szczerym polu w Skalinie na ziemi należącej do Stanisława P. To używane urządzenia ze Szwajcarii. Ostatnio ktoś odkręcił od nich tabliczki znamionowe, ”kasując” im życiorys.
- Państwowa ziemia z dzierżawy, kupno zadłużonych spółek, podania, papiery, używane wiatraki to niewielkie koszty, biorąc pod uwagę państwowe i unijne dotacje, jakie można uzyskać - mówi Iks z zachodniego koncernu.
Przykładowo - w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej woj. zachodniopomorskiego można dostać wielomilionową pożyczkę oprocentowaną dziś na 3,15 proc. w skali roku (ostatnio jednej z firm wiatrakowych przyznano 51 mln zł). Można też wystąpić o milionowe dotacje z państwowego EkoFunduszu i ze środków PHARE.
O swoim kontakcie z ”wiatrakowym potentatem” Salomon Industries SA opowiedział mi Lech Pieczyński, prezes zachodniopomorskiego FOŚ.
- Przed rokiem odwiedził mnie w biurze pan Daniel P. (syn Stanisława P.) wraz z dwoma bardzo dobrze zbudowanymi mężczyznami - wspomina prezes Pieczyński. - Interesowało ich dofinansowanie projektów wiatrakowych. Zapytałem o zabezpieczenie pożyczki. Wspomnieli o zastawie na nieruchomościach. Zauważyłem, że z informacji w prasie wynika, że te nieruchomości są zabezpieczeniem majątkowym w sprawie karnej Stanisława P. Odpowiedzieli, że to nie problem, to się załatwi [jak dziś wiemy, zostało to już załatwione - przyp. AZ]. Rozmowa zakończyła się, kiedy oświadczyłem im, że wymagamy poręczeń bankowych. Więcej nie wrócili.
O tym, że 21 mln było tuż, tuż
Lepiej poszło ”wiatrakowym potentatom” w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Warszawie. Nieoficjalnie wiemy, że spółka Salomon Industries złożyła tam już pakiet dokumentów niezbędnych do uzyskania dotacji do 17 wiatraków, firma PHU Bonda - do 34 wiatraków, Royal Grant - do 28, Texass Ranch Company - do 7.
Podanie Texass Ranch Company zostało już pozytywnie rozpatrzone i firmie przyznano 21 mln zł.
Zadzwoniłem do rzecznika prasowego NFOŚ, zapytałem o Texass Ranch Company i inne spółki. - Finansowanie elektrowni wiatrowych wstrzymano. Taka jest decyzja zarządu Funduszu - usłyszałem od Jolanty Czudak-Kiersz, rzecznika prasowego Narodowego FOŚ.
Firmy związane z posłem Bondą i Stanisławem P. pukają też do drzwi innych instytucji inwestujących w energię odnawialną. Z naszych informacji wynika, że zaproponowali współpracę niemieckiej spółce Plambeck Neue Energien GmbH, a także Euron Wind GmbH.
Zadzwoniłem do Jana Redełkiewicza, prezesa Texass Ranch Company urzędującego w pałacyku Stanisława P. Zapytałem o powód nagłego zainteresowania jego firmy energią odnawialną.
- Ja się na tej energii w ogóle nie znam - przyznał prezes spółki, która ma stawiać wiatraki za miliony dolarów i występuje o publiczne wsparcie. - To interes panów P., wszystko załatwia pan Daniel P.
Pytam o Stanisława P. - Jest za granicą - mówi prezes Redełkiewicz. - Nikomu nie daje numeru swojej komórki.
żródło:
http://www.pogon.v.pl/forum2/watek.php?wid=1406&f=