W ten sposób doszliśmy do źródła chaosu, który (w jakiejś mierze) jest warunkiem koniecznym funkcjonowania giełdy. Racjonalne decyzje (na przykład podejmowane przez inwestorów Grahama), wynikające z racjonalnych przesłanek (dane dotyczące rynku i spółek), zwyczajnie muszą ścierać się z hazardem uprawianym przez spekulantów. Sama nieprzewidywalność występujących w obrębie rynku zdarzeń nie zaprzecza przecież efektowności rynku (można to zjawisko traktować jako ograniczenie w dostępie do informacji – z tak zwaną kreatywną księgowością włącznie). Niezbędne są jeszcze: hazard, związane z nim emocje, nieracjonalne interpretacje informacji i nieracjonalne decyzje.
Ostatecznie otrzymujemy całkiem niezwykłą mieszankę porządku i chaosu, która sprawia, że hossy i bessy mogą z równym powodzeniem pojawiać się jako rezultat rzetelnej informacji, jak też być kształtowane przez zbiorową wyobraźnię inwestorów i spekulantów. To ostatnie widzieliśmy na własne oczy podczas "internetowej gorączki". Emocje spekulantów zmiotły rozsądek z parkietu, jednak względna efektywność rynku w końcu dała o sobie znać. Okazało się, że giełda może funkcjonować w oderwaniu od faktów tylko przez krótki czas.
Wniosek, że dawka chaosu jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania giełdy, nie wydał mi się zbyt pocieszający. Odniosłem wrażenie, że kładzie on definitywny kres mojej intelektualnej rozrywce polegającej na próbie zrozumienia, o co w tym wszystkim chodzi. Jeżeli giełda żywi się chaosem w takim samym stopniu jak porządkiem, to kursy akcji rzeczywiście mogą (przynajmniej w niezbyt długich okresach) rosnąć albo spadać całkiem niezależnie od biegu zdarzeń, a wszelkie próby zrozumienia zjawiska są z góry skazane na niepowodzenie.
Przez pewien czas zastanawiałem się, czy nie można byłoby uczynić giełdy chociaż trochę mniej chaotyczną, na przykład ograniczając dostęp inwestorów i spekulantów do informacji, jednak i ten myślowy eksperyment nie przyniósł żadnych rezultatów.
Cytat z artykulu Giełdy rozumem nie pojmiesz pana Adriana Markowskiego