Prezes sugeruje że nie wszystko stracone. Oceńcie sami!
Odlewnie Polskie, starachowicka spółka notowana na giełdzie, zatrudniają około 300 osób w Polsce i tyle samo za granicą. Jak już pisaliśmy w piątek zarząd spółki złożył do Sądu Rejonowego w Kielcach wniosek o upadłość. Spółka podała, że wartość zobowiązań z tytułu zawartych opcji walutowych przekroczyła wartość majątku spółki. - Złożyliśmy wniosek o upadłość, żeby móc zawrzeć układ z wierzycielami. Firmy nie likwidujemy, występujemy o postępowanie układowe. To jedyna droga prawna, żeby z tej sytuacji wyjść, nie przerywając produkcji. Realizujemy produkcję, jesteśmy wypłacalni - tłumaczy prezes Odlewni Polskich Zbigniew Ronduda. Wierzy, że wszystko uda się przeprowadzić i ludzie nie stracą pracy. Odlewnie to kolejna polska firma, która ma poważne problemy z powodu umów z bankami na opcje walutowe. Miały one chronić finanse firmy w sytuacji, kiedy wzmacniał się kurs złotówki. Firmy, które dużo eksportowały do strefy euro - a taką spółką są Odlewnie - rozliczały swoje transakcje handlowe za pośrednictwem banku, według stałego kursu złotówki do euro, nawet gdy złotówka się wzmacniała. Problem pojawił się, gdy kurs polskiej waluty gwałtownie osłabł, wtedy sytuacja się odwróciła. Rozliczanie z bankami po stałym kursie stało się dla firm bardzo nieopłacalne. - Te opcje miały nas chronić przed wzrostem złotówki. Pewnie, że nie musieliśmy z nich korzystać, ale kiedy kurs złotówki rósł, to była bardzo atrakcyjna umowa. Zgadzam się, że to są opcje wysokiego ryzyka, teraz widać, że zabezpieczały bardziej banki niż nas. Te instrumenty nie powinny do nas trafić. Teraz żałujemy, że w Polsce nie mamy euro. Nie byłoby takiej sytuacji - mówi Ronduda.
Odlewnie nie czekały, aż banki złożą wnioski o upadłość, tylko wcześniej wypowiedziały umowy na opcje walutowe pięciu bankom - BGŻ, Bankowi Handlowemu, Bankowi Millennium, Fortis Bankowi i ING Bankowi Śląskiemu.
Zarząd Odlewni próbował się porozumieć z bankami na spotkaniu 6 stycznia. - Zakończyło się ono wolą porozumienia, ale czas determinował nasze działania. Mieliśmy 14 dni na podjęcie decyzji, czy ogłaszać upadłość likwidacyjną, a to oznaczałoby koniec odlewni, czy wystąpić o układ. Niestety, banki w tak krótkim czasie nie były w stanie podpisać układu. Wyceny walut są co pięć minut inne, kursy zmieniają się w sposób dynamiczny, ale trzeba w końcu to zatrzymać, ustalić konkretne zobowiązanie i rozłożyć je na raty. Dalsze czekanie nie miało sensu - tłumaczy Ronduda. Nie chciał ujawnić, jakie długi mają odlewnie. Na pewno chodzi o kilkadziesiąt milionów złotych, bo majątek spółki (aktywa trwałe) to około 39 mln zł.
"Teraz żałujemy, że w Polsce nie mamy euro. Nie byłoby takiej sytuacji - mówi Ronduda"
I przy tak gwałotwnych zmianach kursu raczej nigdy nie będziemy mieć euro!
Postępowanie Odlewni w opisywanej sytuacji jest optymalne. Zagrożeniem jest utrata płynności / jeżeli spółka szybko nie porozumie się z bankami/. Kurs akcji odlewni będzie spadał.
kupowanie tych akcji dziś to loteryjka tylko 3 mln akcji w obrocie jak nie wzbudzi zainteresowania spekulantów tj IMO to na małych obrotach powolny spadaek na poziomy 0,4 -0,3. Utrata płynności = TOORA
Jest pierwsza ofiara opcji: Odlewnie Polskie, której zarząd wystąpił o ogłoszenie upadłości. Nie oznacza to śmierci firmy, lecz nowy w polskich warunkach sposób restrukturyzacji, o ponad 50-procentowej szansie powodzenia.
Trzeba sobie uświadomić, że ten ruch, a mianowicie upadłość układowa, nie jest rezygnacją tylko aktem walki o przetrwanie i wyciągnięcie spółki z kłopotów. Nie da się uniknąć strat, w tym dla akcjonariuszy z powodu niechybnego spadku kursu w kolejnych dniach, ale może da się uniknąć bankructwa likwidacyjnego – które oznaczałoby stuprocentową i nieodwołalną stratę.
Odlewnie Polskie to jedna z wielu firm dotkniętych skutkami wystawiania opcji walutowych. Przepisy rachunkowości wymagają, aby na koniec okresu sprawozdawczego – a w tej chwili trwa zamykanie sprawozdań za IV kwartał i za cały rok 2008 – wycenić wartość nie zrealizowanych różnic kursowych na posiadanych instrumentach finansowych i uwzględnić ją w bilansie. Odlewnie stwierdziły, że ujemna wycena jest większa od kapitałów własnych spółki, co oznacza po prostu, że firma jest – sprawozdawczo – warta mniej od zera. Gdyby zarząd czekał z ujawnieniem tego do momentu publikacji raportu, czyli do połowy lutego, zszokowałby rynek oraz kredytodawców i z pewnością wywołałby paniczne ruchy prowadzące wprost do upadłości firmy.
Strata bilansowa kiedyś oczywiście zamieni się w realną, jednak na koniec minionego roku firma nie wypłaciła jeszcze pieniędzy bankowi, z którym zawarła umowę opcyjną. Dlatego nie ma jeszcze przesłanek do upadłości, bo płynność – zgodnie z komunikatem zarządu – ciągle jest bez zarzutu, a poza tym, koszt wpisany w grudzień na minus, od razu wpisuje się w styczeń na plus. Po co więc cały ten zgiełk? Jak wyżej: aby rozłożyć problem na etapy i kupić czas na jego rozwiązywanie.
Upadłość układowa nie jest na świecie niczym nowym. Tak zwany Chapter 11 stosowany jest od kilkudziesięciu lat przez amerykańskie firmy szukające ochrony przed wierzycielami podczas restrukturyzacji finansowej. Przesłanką jest zawsze ocena, że firma sprzedana na części warta byłaby mniej niż firma kontynuująca działalność po wyjściu ze stanu upadłości.
Nie mamy danych aby ocenić, jak trudna jest sytuacja Odlewni i jakie mają szanse na wyjście na prostą. Ale mamy dane statystyczne z najlepiej zbadanego rynku amerykańskiego. Pomiędzy rokiem 1979 a 2002 z Chapter 11 skorzystało 1400 spółek giełdowych. Tylko 21 proc. z nich upadło ostatecznie (likwidacja w trybie Chapter 7), a pozostałe w różnej formie przetrwały: 44 proc. pozostało na giełdzie, zaś reszta albo kontynuowała działalność jako spółki prywatne, albo zostało wchłonięte przez inne firmy (źrodło: „Corporate Financial Distress and Bankruptcy”, prof. E. Altman, wydawnictwo J.Wiley, Nowy Jork 2005).
Co dalej z akcjami Odlewni? Według stanu na piątek, spółka charakteryzowała się wskaźnikami cenowymi na poziomie średnim oraz niewysokim ratingiem. Jest więcej niż pewne, że najbliższe dni będą bardzo trudne, bo wielu inwestorów zechce pozbyć się akcji w obawie przed całkowitym bankructwem firmy. Trudno ocenić, o ile jeszcze może spaść wartość rynkowa firmy, wyceniana obecnie na 18 mln zł, co przy rocznych przychodach rzędu 150 mln zł jest kwotą niewielką. W sektorze metalowym na warszawskiej giełdzie spółka ta lokuje się mniej więcej pośrodku.
W tej chwili lepiej nie mieć akcji Odlewni. Ale warto tę spółkę bacznie obserwować, gdyż jej pomyślne wyjście z upadłości będzie z całą pewnością nagrodzone przez rynek poważnym wzrostem kursu. Tak było w 80% przypadkach amerykańskich firm badanych przez profesora Altmana, na którego publikacje się tutaj powołujemy.
Czytać zrozumiale to bedziecie wiedzieć,byłem dzisiaj w firmie i wszystko jest tam ok.Pytałem pracowników co sądzicie ,czy nie boicie sie utraty pracy.To smiali mi sie w twarz.Firma nie zbankrutuje umowy,kontrakty do 2011 roku.Cały czas nowe technologie,złoty medal,przyjęcia ludzi do pracy,