Witam,
pytanie na pierwszy rzut oka wydawać mogłoby się infantylne, pozbawione sensu i takie, na które odpowiedź jest błaha.
Chodzi bowiem o mechanizm, który kieruje inwestorami, że są gotowi płacić coraz więcej w czasie hossy i/lub w czasie, gdy przewidują, że dochody spółki będą się zwiększać i sprzedają po coraz niższych cenach akcje spółki w czasie bessy (i/lub gdy przewidują znaczne obniżenie dochodów spółki).
Domyślam się, że w przypadku małych (ew. małych i średnich firm) owa wyprzedaż związana jest ze strachem przed bankructwem danej spółki oraz tym, że kapitał, którym dysponuje spółka pod zastaw za wyemitowane papiery wartościowe posłuży zaspokojeniu wierzycieli. Owa wyprzedaż napędzana jest charakterystycznymi dla rynków kapitałowych reakcjami "stadnymi" potęgująca spadki.
Nie mniej nie chodzi mi tutaj o sam mechanizm wzrostów/strat, który (bardzo ogólnie) wyżej przedstawiłem jak to wygląda wg mnie.
Generalnie całe swoje pytanie mógłbym przedstawić w kilku krótkich zdaniach ale mam nadzieje, że to co wyżej napisałem zminimalizuje ryzyko błędnej interpretacji mojego pytania - mianowicie:
Dlaczego wartość spółki w przeliczeniu na jedną akcję rośnie (czasem do wartości kilkukrotności wartości księgowej), kiedy przed spółką są dobre perspektywy zarobku/rozwoju. Przecież bardzo niewiele spółek dzieli się z akcjonariuszami dochodami w postaci dywidendy, która często faktycznie jest proporcjonalna do uzyskanych dochodów, więc w jaki inny sposób spółka przynosi akcjonariuszowi zysk (poza zyskiem, który dają akcjonariuszowi tak na prawdę inni akcjonariusze będąc gotowymi coraz więcej za tą spółkę płacić). Czy aby ten mechanizm nie przypomina mechanizmu błędnego koła z sumą ujemną (prowizja za zrealizowane zlecenia)?
Oczywistym byłoby dla mnie, jeśli przykładowo: pojawia się przełomowe info (załóżmy rzetelność GPW i zachowanie wszelkich procedur mówiących o niewykorzystywaniu informacji poufnych i faktycznie niewykorzystanie ich itp.) wg którego dochody spółki GABRYSIA zwiększą się w przyszłym roku o 30%. Z mojego punktu widzenia logicznym byłoby wzięcie pod uwagę wielkość wypłacanych dywidend w ostatnich latach, uśrednienie ich, dodanie do nich 30% i wzrost kursu o taką wartość.
Teraz zakładając, że spółka nie wypłaci dywidendy pytam - W jakim celu kurs ma rosnąć, nawet jeśli jesteśmy pewni, że dochody spółki faktycznie w przyszłym roku będą znacznie wyższe.