Historię Aforti można opowiedzieć w następujący sposób :
Grupka dyletantów wymyśliła sobie "holding finansowy". Analitycy podeszli do tego pomysłu z zachwytem i spółka została wprowadzona na giełdę.
Okazało się, co pewnie było wcześniej do przewidzenia, że biznes jest niskomarżowy i posiada wysokie koszty stałe.
Spółka przeżarła więc szybko swój kapitał, po czym przeżarła środki pożyczkodawców i padła. Tak proste, że aż banalne.
Nie było żadnych ucieczek prezesa z worem gotówki na Karaiby, wielkich szwindli itp. Takie sytuacje - trwale nierentowne
biznesy- są dość częste, więc ustawodawca wprowadził pewne bezpieczniki dotyczące ochrony wierzycieli. W momencie, gdy spółka mając ujemne kapitały własne, będąc trwale nierentowna zaczynała przeżerać środki pożyczkodawców, główny księgowy firmy powinien zwrócić się do zarządu spółki i powiedzieć : "Panie prezesie, przeżarliśmy cały kapitał własny, teraz przeżeramy pożyczone środki, a to już kryminał". Pan prezes powinien poradzić się radcy prawnego, co należy wtedy czynić i wszcząć albo postępowanie układowe albo upadłościowe.
Powinien też domagać się zwołania zgromadzenia akcjonariuszy w tej sprawie.
Zamiast tego księgowy sporządził fałszywe sprawozdanie finansowe za IV kwartał 2020 roku, które sugerowało, że spółka posiada kapitały własne znacznie przewyższające zobowiązania i generuje wysokie zyski. Popełnił więc przestępstwo, działając zresztą w zorganizowanej grupie przestępczej wraz z członkami zarządu. Normalny główny księgowy powinien odmówić złożenia swojego podpisu pod czymś takim, gdyż było to równoznaczne z poświadczeniem nieprawdy w dokumentach. Audytor wywalił gigantyczną kwotę prawie 200 mln złotych z kapitału firmy i nikt się tym nawet nie zainteresował. Powinien był wywalić jeszcze 43 mln złotych z "aktualizacji wyceny", która była fikcją i wykazywała zyski, których nie było. Powinien też był w sprawozdaniu opisać sytuację spółki i zasugerować działania. Nic nie uczyniła też rada nadzorcza spółki, a powinna była zareagować. W głowie się po prostu nie mieści, że w cywilizowanym kraju coś takiego może mieć miejsce.
Wszczęcie postępowania układowego lub upadłościowego na początku 2021 pozwoliłoby choć częściowo spłacić wierzycieli. Dziś nie ma nawet czego zbierać, bo wszystko zostało przeżarte.