moze cos w tym jest za darmo nikomu nikt nic nie daje
Liczbę osób aspirujących w Chinach do klasy średniej według kryterium dochodowego szacuje się na 300-350 mln osób. Grupa ta jest bardzo zróżnicowana majątkowo, należą do niej zarówno drobni ciułacze jak i poważni inwestorzy.
Żyją przeważnie w wielkich miastach. Są wśród nich głównie przedstawiciele prywatnego biznesu i wolnych zawodów, urzędnicy państwowi oraz osoby zatrudnione w dużych firmach. Mogą oni pozwolić sobie nie tylko na konsumowanie, ale również na inwestowanie swych pieniędzy, aby pomnożyć zgromadzony kapitał.
Jednak w związku ze słabnącym tempem wzrostu gospodarczego, ani giełda (indeks szanghajskiej w ciągu ostatnich dwóch lat spadł o blisko 40 proc.), ani słabe wyniki funduszy inwestycyjnych, ani oprocentowanie lokat bankowych długo i krótkoterminowych poniżej poziomu inflacji - nie pozwalają na pomnożenie kapitału, a nawet na utrzymanie jego wartości.
Dlatego co zapobiegliwsi inwestowali dotąd masowo na krajowym rynku nieruchomości kupując nawet po kilka mieszkań. Odkąd jednak, półtora roku temu wprowadzono w Chinach politykę schładzania tego rynku poprzez administracyjno-finansowe obostrzenia, ceny przestały rosnąć w zawrotnym tempie.
Trwa wyczekiwanie, co będzie dalej - ale władze potwierdziły, że od polityki ograniczeń na rynku nieruchomości nie odstąpią.
Ponieważ ta ostatnia forma inwestowania pieniędzy stała się w Chinach, z powodu ogromnego głodu mieszkaniowego bardzo popularna, co zamożniejsi szukają nowych okazji za granicą np. w Stanach Zjednoczonych. Nie tak dawny krach na tamtejszym rynku mieszkań i domów spowodował ich potanienie.
Wielu zamożniejszych Chińczyków zwietrzyło okazję. Obecnie są oni drugą, co do wielkości - po obywatelach Kanady - grupą zagranicznych nabywców nieruchomości w Stanach (9 proc. udziału w międzynarodowej sprzedaży domów w USA).
Amerykańskie agencje nieruchomości zaczęły nawet otwierać swe file w Chinach i współpracować z tutejszymi biurami, aby pozyskać inwestorów z kontynentalnych Chin. Sami Chińczycy, którzy kupili domy lub rezydencje za Atlantykiem twierdzą, że jest tam obecnie taniej niż u nich. Trzeba też pamiętać, - że w Chinach własne mieszkanie lub dom, nie są do końca własne, bowiem nie istnieje tu prywatna własność ziemi.
Niektórzy z inwestorów twierdzą, że kupno nieruchomości za granicą nawet jeśli nie przyniesie zysku w krótkim czasie, może być świetną lokatą pieniędzy ze względu na dziecko. Wielu bogatszych mieszkańców Państwa Środka wysyła, bowiem swe dzieci na naukę i studia do Stanów, gdzie młodzi Chińczycy, już w liczbie blisko 160 tys., stanowią, po Hindusach najliczniejszą grupą studentów zagranicznych.
Chińskie władze bardzo liczą na rosnącą w siłę klasę średnią i konsumpcję, która ma być nowym motorem gospodarki, podobnie jak dotąd eksport oraz inwestycje. Ma także wspomóc słabnący ostatnio wyraźnie wzrost gospodarczy.
Ten na poziomie 10-11 proc. rocznie to już przeszłość. Jednak słychać ostrzeżenia, że zejście poniżej poziomu 7 proc. może oznaczać kłopoty, czyli: wzrost bezrobocia, zmniejszenie konsumpcji, trudniejszą walkę z ubóstwem, problemy z wprowadzaniem powszechnego systemu ubezpieczeń społecznych i inne.
Panuje, więc przekonanie, że Chiny na szybki wzrost są niejako „skazane”, jeśli zamierzają utrzymać społeczną stabilizację i spokój.