Za zachodnią granicą tonę pelletu trzeba już kupować niemal jak towar luksusowy. Jeszcze rok temu w workach kosztowała średnio 305 euro, dziś – 385 – podaje serwis agronews.com.pl. Wersja luzem, dotąd wybierana przez gospodarstwa z większymi zbiornikami, podrożała z 248 do 344 euro za tonę. W liczbach wygląda to sucho, ale w praktyce oznacza wzrost o blisko 39 procent w ciągu zaledwie dwunastu miesięcy.
Dla tysięcy niemieckich rodzin, które kilka lat temu porzuciły
węgiel i gaz na rzecz „zielonego ciepła”, to potężny cios w domowe budżety. Systemy grzewcze oparte na biomasie miały przynieść ulgę – finansową i klimatyczną. Dziś przynoszą raczej nerwowe kalkulacje przy kuchennym stole.
W Polsce tanie ogrzewanie pelletem zaczyna być wspomnieniem
Na polskim rynku pellet kosztuje obecnie średnio od 1400 do 1600 zł za tonę, choć w niektórych marketach ceny zbliżają się już do 2000 zł. Rok temu typowy użytkownik płacił około 1200 zł. Wzrost o ponad 20 procent rok do roku to jasny sygnał, że tanie ogrzewanie pelletem zaczyna być wspomnieniem.
Dlaczego pellet drożeje?
Ekonomiści i branżowi eksperci na łamach Agro News wymieniają kilka przyczyn. Pierwsza jest banalna i najtrudniejsza do rozwiązania – surowiec. Odpady drzewne, z których produkuje się pellet, drożeją, bo drewna na rynku po prostu brakuje. Mniejsze tartaki ograniczają produkcję – same walczą z kosztami energii i transportu.
Drugi powód to popyt. Coraz więcej gospodarstw domowych w Polsce i Europie przeszło na ogrzewanie pelletem, a zapasy nie nadążają za zapotrzebowaniem. Do tego dochodzą zakłócenia w łańcuchach dostaw i droższe paliwa, które windują koszty produkcji i transportu. Teraz doszły do tego jeszcze wyśrubowane kryteria środowiskowe.
Czy to koniec mitu o tanim pellecie?
Na razie nic nie wskazuje, by sytuacja miała się szybko poprawić. Rynek jest napięty, a analitycy nie mają złudzeń – jeśli popyt nadal będzie rosnąć, a produkcja surowca nie zwiększy się, ceny poszybują jeszcze wyżej.