AI pozytywnie:
PKP Cargo robi jeden z największych comebacków w historii GPW. Sanacja idzie sprawnie, dług zostaje poukładany, część aktywów sprzedana po sensownych cenach, a spółka wraca do stabilnej rentowności szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Polityka UE dopycha biznes kolejowy kolanem – ładunki z dróg muszą iść na tory, a PKP Cargo, dzięki skali, infrastrukturze i intermodalowi, zgarnia gros tego ruchu. Każdy kolejny raport finansowy pozytywnie zaskakuje, analitycy prześcigają się w podwyżkach wycen, a kurs w kilka lat robi wielokrotność obecnych poziomów przebijając prognozowane 85 zł i przebija dawne szczyty, zmieniając cierpliwych akcjonariuszy w legendy forów. Z hejtu i śmiechu zostaje tylko archiwum, a PKP Cargo staje się sztandarowym przykładem, że nawet spółka stojąca pod ścianą może wyjść na prostą i zamienić sanację w wehikuł do potężnych wzrostów.
AI negatywnie.
PKP Cargo kończy jak klasyczna spółka-trup z GPW: zadłużenie dusi firmę, restrukturyzacja służy tylko kupowaniu czasu, a realny biznes wycieka do TIR-ów i prywatnych przewoźników. Wchodzi „ratunkowa” emisja przy cenie rzędu 3 zł, z gigantycznym dyskontem, która rozwadnia obecnych akcjonariuszy praktycznie do zera – udział w kapitale zostaje im głównie na pamiątkę. Kurs po emisji kisi się latami w okolicach śmieciowych poziomów, nikt poważny nie traktuje tej spółki inaczej niż jako ostrzeżenie dla przyszłych pokoleń inwestorów. Jeśli sanacja się wysypie, wjeżdża upadłość, sprzedaż majątku na części, zaspokajanie wierzycieli ile się da – a akcjonariusze mogą sobie co najwyżej powiesić historyczne notowania na ścianie i wspominać, jak drogo kupowali marzenia o „kolejowym czempionie”.