W ostatnich wpisach pojawia się wiele argumentów mających uzasadniać, dlaczego przyszłość Columbusa rysuje się w jasnych barwach. Padają hasła: CPK, blackout, AI, Ukraina, pięcioletnia przyszłość mikroinstalacji. Problem w tym, że te wnioski w praktyce bywają odwrotne.
CPK – nie ma tu synergii. To infrastruktura transportowa i polityczny projekt o zupełnie innym charakterze. Udział Columbusa w CPK to mniej więcej taka sama szansa na sukces jak wygrana w Lotto. Dochodzą do tego polityczne podziały (PiS–PO) i geograficzny rozkład inwestycji (północ vs. południe).
Blackout – to właśnie tysiące małych źródeł energii doprowadzają do takich sytuacji. To jest argument za odejściem od mikroinstalacji.
AI / pięcioletnia przyszłość mikroinstalacji – im bardziej rozwinięta technologia, tym trudniej bronić mikroinstalacji jako efektywnego rozwiązania. AI działa najlepiej na dużych zbiorach danych, w dużych systemach. Rozproszone instalacje? Z perspektywy optymalizacji – koszmar. Do tego dochodzi problem modernizacji, przegrzewania, zagrożeń pożarowych. W Polsce był już boom na mikroinstalacje – mamy ich chyba już ok. 13 GW. Teraz ta liczba będzie drastycznie spadać (przeciążenia, brak rentowności, nowe wymogi, przestój).
Ukraina – zaczęli tam działać jeszcze przed wojną, i mieli pecha. Sprzedali jeden duży magazyn za 90 mln zł, co dało im jednostkowy przychód w 2024 r., ale wynik skonsolidowany nadal jest ujemny. Ten projekt to zaledwie 30% obecnych aktywów – reszta zaplanowana jest dopiero na 2029 r. Nie wiadomo jednak, na jakim etapie są obecne inwestycje i gdzie dokładnie znajdują się na terytorium Ukrainy.
Infrastruktura – UE dąży do wspólnego udziału OZE, stąd też modernizacja sieci i rozwój nowych linii przesyłowych. Podobnie jak w przypadku sieci internetowych – większe linie na zachód: przez Niemcy, przez morze do Skandynawii, linia zapasowa przez Bałkany, pewnie jeszcze przez Czechy do Austrii. Na Ukrainę za wcześnie. Najbardziej obciążone sieci są tam, gdzie działa Columbus – i to właśnie tam odnotowuje się aż 99% odrzuceń przyłączeń.
Mikroinstalacje – to jak z serwerami: na początku opłacalne, ale później, wraz z rozwojem technologii, przechodzimy w stronę rozwiązań makro. Każdy ma w domu „interfejs” sieci energetycznej, ale w przyszłości pojawią się rozwiązania spółdzielcze, dzielnicowe czy miejskie. Poza publiczną energią będą też instalacje firmowe – większe systemy, o ile pozwala na to teren, z głównym „data center” oraz zapasowym – hybrydowym, łączącym np. wiatr, PV i magazyn, gdzieś na obrzeżach miasta. Regulacje już dziś pokazują, jakie problemy niosą mikroinstalacje. Zmieniają się wymogi dla magazynów – konieczne są osobne, specjalnie przystosowane pomieszczenia z odpowiednią ochroną przeciwpożarową. Ogniwa się przegrzewają – zapewne czeka nas ich masowa wymiana. Ale obecnie mamy przestój wynikający z problemów infrastrukturalnych. Pytanie, czy do tego czasu te instalacje nie skończą jak kineskopy – wystawione przed domem na złom. Oczywiście raczej zajmą się tym specjalistyczne firmy. Kolejny argument to rosnący brak opłacalności – nie każda instalacja da się ustawić optymalnie tak, jak w dostosowanych do tego obszarach makro/hybrydowych. Część oczywiście pozostanie – ale to będą przypadki specyficzne (np. z dala od aglomeracji).
W tym wszystkim Columbus próbuje się odnaleźć. Tworzy spółki celowe (SPV), stosuje lewary finansowe, sprzedaje udziały, kapitalizacja na sporym minusie. Zysk istnieje, ale głównie na papierze. Opcja Call może w każdej chwili zniweczyć te założenia. O sprzedaży kluczowych aktywów nie ma mowy – wszystko nastawione jest na przyszły zysk. Problem w tym, że najpierw trzeba po prostu przetrwać, spłacać dlug.
Nie ma już realnego wglądu w poziom zadłużenia. Nie wiadomo, jak wypadnie udział w programie „Czyste Powietrze”. A zaufanie? Wisi na włosku. Przy zainteresowaniu medialnym mogą zostać poruszone kwestie uczciwej konkurencji. Jakie praktyki stosowali sprzedawcy? Czy nie oferowali wsparcia przy dokumentacji dotacyjnej, wiedząc, że kondycja finansowa wykonawcy może wszystko zablokować, a teraz całą winę zrzucają na „niedrożny system”? Czy faktycznie zawierane były umowy notarialne, w których Columbus występował jako beneficjent pośredni? Czy teraz próbują jeszcze sprzedać stare panele z intencją późniejszej wymiany na nowsze – może oparte na technologii Soule? A może planują po prostu zarobić na programie, po czym przeskoczyć na makroinstalacyjne rozwiązania?
A może najważniejsze pytanie brzmi: czy w ogóle jest jeszcze czas i miejsce na mikroinstalacje?
Jeśli Columbus przetrwa – potencjalnie może zarobić sporo. Ale dziś to bardziej walka o wiarygodność niż o wynik finansowy.