Smutny to dzień. Ostatnia ze spółek debiutujących w 1992 upadła.
Powiem wam szczerze, jak zlikwidowali szwalnię i zaczęli szyć tak badziewiasto w Chinach, to było już tylko kwestią czasu,
kiedy to to utopią, pogrzebią, a w raz z Próchnikiem masę inwestorów.
Zapewne do końca pan prezes i rada nadzorcza wypłacali sobie sowite wynagrodzenie, kiedy już wiadomo było, że teraz tylko dół, łopata i piach.
Nie szukajcie winnych. Ci co stracili kasę, stracili ją na własne życzenie. Zgubiła was chęć ponadprzeciętnego zyzku, teraz na wspomnienie giełdy zbierać się wam będzie na wymioty, a na samo słowo Próchnik, jak nic rozwolnienia dostaniecie.
Przykro,
tylko w polu biały krzyż, nie pamięta już, kto pod nim śpi.
A ci co chcą nagłaśniać, no to niech nagłaśniają.
Wiele im to nie pomoże, ale nekrolog warto napisać
chodzik księżycowy