I wtedy pan Sytek zaczął działać i zaczęła się "afera Aforti".
Będąc blisko związanym z branżą finansową oraz prezesem spółki notowanej na giełdzie musiał dowiedzieć się, że pieniądze można pozyskać z emisji obligacji korporacyjnych. Jeżeli spółka jest wiarygodna, ma konkretny kapitał własny i się rozwija, zwiększając obroty i przynosząc zyski a jednocześnie oferuje oprocentowanie obligacji wyższe niż lokaty w bankach, to znajdą się chętni na zakup takich obligacji.Oczywiście spółce z kapitałem ujemnym nikt nic nie pożyczy.
Postanawia więc podwyższyć kapitał spółki o kwotę 2715 tys złotych. Skąd wziąć jednak na to środki? A znikąd ! Kapitał zostaje podwyższony o 2,4 mln złotych wyłącznie na papierze. Zostaje bowiem wniesiony "aport". Nic więcej o tym "aporcie" nie wiadomo.
Nie został on wyceniony przez żadnego rzeczoznawcę. Najprawdopodobniej były to jakieś śmieciowe udziały w nic nie wartych spółkach wycenione samodzielnie przez pana Sytka na 2,4 mln zł. Względnie jakiś inny badziew. Na papierze całkiem ładnie to wygląda. Kapitał własny wynosi ponad 2 mln złotych. Firmie udaje się sprzedać obligacje na 1,4 mln zł. Jest rzeczą wielce prawdopodobną, że ponad 0,4 mln zł z tego wędruje do spółki Ketys i posłuży do spłaty przez pana Sytka firmy Hysek ( zakupu przez Ketys akcji Aforti od cypryjskiej spółki Hysek ). Hysek się już więcej w sprawie nie pojawia. Inna część pieniędzy pozyskanych z obligacji pójdzie na spłatę bieżących zobowiązań Aforti. Aby nie wyglądało, że to tylko Sytek ( Ketys sp.z o.o.) jest właścicielem Aforti, w spółce pojawiają się inni akcjonariusze ( Bednarczyk i Musiał ), ale są to najprawdopodobniej tzw. słupy. Część wpływów z obligacji poszła pewnie okrężną drogą na podwyższenie kapitału Aforti, gdyż ponad 300 tys zł na 2,7 mln zwiększonego kapitału zostało wpłacone wkładami pieniężnymi.
Za rok 2013 Aforti notuje stratę 4,2 mln złotych. Ujemne kapitały własne na kwotę 1,9 mln złotych. Zgodnie z prawem upadłościowym Aforti musi ogłosić upadłość, gdyż od ponad 24 miesięcy ma ujemne kapitały własne. Aforti jednak upadłości ogłosić nie może, gdyż syndyk masy upadłościowej z miejsca zauważyłby przekręt pana Sytka związany z podwyższeniem kapitału i pan Klaudiusz Sytek i pani Kamilla Sytek-Skonieczna trafiliby na kilka lat do więzienia.
Trzeba przyznać, że p. Sytek zagrał va banque. Gdyby biegły rewident przy badaniu bilansu poprosił pana Sytka o wycenę rzeczoznawcy dotyczącą wniesionego "aportu" i wspomniał o tym w swym raporcie, to sprawa by się wydała. Biegły rewident Justyna Struś nie zadała jednak takiego pytania, mimo że przepisy jej to wprost nakazywały.