I myślę, że dobrze się skończyło. Jeden taki działkowicz (z okna pokoju mam widok na ogródki działk., na pewno ze 100 ha), które za darmochę w latach 60-ych otrzymywal kto chciał. Ojciec opowiadał, że nie było chętnych, dużo stało zarośniętych placów. Wówczas chodziło identycznie jak dzisiaj, o politykę. Ale do rzeczy: palił ognisko ów działkowicz (a jest chyba zakaz w mieście), za dużo łyknął i w 3,14-u spalił kilka altanek-domów. Altanka tylko z nazwy, bo wypasione jak apartamenty w nówkach blokowiskach, portiera i windy tylko brak. Ot tak się zabawił ekolog.