REKLAMA
TYDZIEŃ Z KRYPTO

Przyjęcie euro to wejście na grecką ścieżkę

Piotr Lonczak2011-11-03 08:55
publikacja
2011-11-03 08:55
Dramatyczna sytuacja strefy euro nie zniechęca rządu Donalda Tuska do przyjęcia wspólnej waluty. Niestety, posunięcia polskich władz pokazują, że nie potrafią one w najmniejszym stopniu wykorzystać doświadczeń krajów, które zbyt pochopnie wstąpiły do eurostrefy i obecnie za nierozwagę płacą poważnym kryzysem.

Z perspektywy rządu kusząco wygląda spadek stóp procentowych, który zapewni władzom oszczędności na finansowaniu deficytu. Na wprowadzeniu euro skorzystają też gospodarstwa domowe, gdyż niskie stopy to mniejsze raty kredytów. Takie połączenie zapewni kilkuletnie ożywienie gospodarcze. Jednak korzyści wynikające z przystąpienia do strefy euro ulecą szybko i pozostawią słony rachunek do zapłacenia.

Tani pieniądz zagrożeniem dla gospodarki


Co się dzieje
ze strefą euro?
Niskie stopy procentowe będą największą szkodą dla polskiej gospodarki. W powszechnym przekonaniu tani pieniądz jest korzystny, gdyż okresy niskich stóp charakteryzuje silny wzrost gospodarczy. Jednak w rzeczywistości takie ożywienie ma kiepską jakość, gdyż jego fundamentem jest kredyt bez pokrycia w oszczędnościach. Dlatego takiego rodzaju wzrost nie ma trwałego charakteru i kończy się ostrym hamowaniem.

Taki los spotkał kraje peryferyjne strefy euro, których gospodarki nie były przygotowane na niskie stopy. Reakcja polskiej gospodarki będzie w dużym stopniu zbliżona.

Wzrost produktu krajowego brutto od 2000 roku do 2011 roku
Źródło: Eurostat

Rząd zgarnie największą pulę


Determinacja rządu w dążeniu do strefy euro ma silne uzasadnienie, gdyż największym beneficjentem niskich stóp procentowych będzie budżet państwa. W zeszłym roku obsługa długu publicznego pochłonęła ponad 34 mld zł. Obciążenie jest olbrzymie. Dla porównania: na szkolnictwo wyższe rząd przeznacza tylko 12 mld zł, a na naukę zaledwie 4,5 mld zł, co łącznie stanowi tylko połowę rocznego kosztu obsługi zadłużenia.



Obecnie rentowność dziesięcioletnich obligacji rządowych przekracza 5,8 proc. Spadek oprocentowania o jeden punkt procentowy oznacza blisko 20 proc. oszczędności na koszcie obsługi długu. Budżet zaoszczędziłby na tym niemal 7 mld zł rocznie.

Lekcja płynąca z unijnych peryferii


Po utworzeniu unii monetarnej koszty kredytu we wszystkich krajach zmalały do wysokości właściwej najmocniej rozwiniętym gospodarkom, czyli Niemcom i Francji. Spadek oprocentowania dotyczył w pierwszym rzędzie obligacji rządowych, co pozwoliło krajom takim jak Grecja bez przeszkód zwiększać deficyt budżetowy i dług publiczny. Ponadto znacząco zmalało oprocentowanie kredytów, prowadząc w konsekwencji do bańki na rynku nieruchomości w Hiszpanii i Irlandii.

Rentowność 10-letnich obligacji skarbowych od 1999 roku do 2007 roku
Źródło: Eurostat

Po przystąpieniu Polski do strefy euro gospodarka zareagowałaby bardzo podobnie, a na taki scenariusz liczy zapewne polski rząd. Niższy koszt pożyczania pieniędzy otwiera drogę do zwiększania długu publicznego bez groźby przekroczenia progów oszczędnościowych. Ponadto tani pieniądz zapewnia ożywienie gospodarcze, które niesie ze sobą wyższe wpływy do budżetu. Takie połączenie tworzy iluzję silnej i stabilnej gospodarki.

Dług publiczny jako procent PKB od 1999 do 2010 roku
Źródło: Eurostat

Doświadczenia krajów PIGS pokazują, że rządzący potraktowali przystąpienie do unii monetarnej jako okazję do rozbudowania państwa opiekuńczego. Konsekwencje widać na ulicach europejskich stolic, gdzie protestują grupy młodych ludzi bez pracy i perspektyw. Tymczasem ich państwa balansują na krawędzi bankructwa.

Piotr Lonczak
Analityk Bankier.pl
p.lonczak@bankier.pl



Źródło:
Tematy
Światłowód z usługami bezpiecznego internetu
Światłowód z usługami bezpiecznego internetu
Advertisement

Komentarze (32)

dodaj komentarz
~ken
o czym ten młokos znowu bredzi ? To tak odległa perspektywa, a w dodatku nie sł;yszalem, aby ktos z rządu naciskał na to szybkie wchodzenie, więc po co te bzdury i insynuacje ?
~tomasz
spostrzeżenia słuszne i oczywiste ale dobrze że ktoś o tym pisze , bo przy rządach populistycznej PO dyskusji tyle co na Białorusi, za to funduje się nam wojenki o zdejmowanie krzyży i tym podobne komunistyczne wygibasy , natomiast trzeba przyjąć do wiadomości że nie ma żadnych bezpiecznych przystani w postaci EURO jak twierdził spostrzeżenia słuszne i oczywiste ale dobrze że ktoś o tym pisze , bo przy rządach populistycznej PO dyskusji tyle co na Białorusi, za to funduje się nam wojenki o zdejmowanie krzyży i tym podobne komunistyczne wygibasy , natomiast trzeba przyjąć do wiadomości że nie ma żadnych bezpiecznych przystani w postaci EURO jak twierdził TUSK i chciał rozpętać populistyczną wojenkę z śp. prezydentem.To co nas zabezpiecza to praca,umiejętności,użyteczne wykształcenie, uczciwość. Ze strony ekonomicznej to zrównoważony budżet jako aksjomat i stawianie na inwestycje zamiast na socjal. Jak spojrzymy to Tuskowi z Palikotem bardzo daleko do tego typu reform. Są skażeni chęcią władzy a nie reform. Dlatego ich polityka jest tak populistyczna i socjalistyczna daleka od rozumu i zakładająca że jakoś to będzie. Przy takiej postawie czekają nas tylko następne podwyżki VAT i podatków, których nie starczy tak jak w Grecji dla hydry socjalistycznego państwa. Jednak to że rząd Tuska nie spełni kryteriów EURO i go nie przyjmie nie wynika wcale nic dobrego i nie uchroni nas przed bankructwem. Po prostu EURO to narzędzie i przy takim postępowaniu jak w Grecji i bez EURO byłaby katastrofa. Jesteśmy bardzo blisko ideowo socjalizmowi i wszystkie socjalistyczne wygibasy rządu w postaci upaństwowienia 70% funduszy emerytalnych nic dobrego nie przyniosą. Ale władza zamiast rozumnej dyskusji woli budować igrzyska dla plebsu i aranżować spektakle nienawiści prawie takie same jak w powieści Orwella. Propaganda przede wszystkim to hasło rządu. A powinno być zrównoważony budżet przede wszystkim, czyli nie okradajmy przyszłych pokoleń. Władza woli za to dobrze tu i teraz a po nas choćby potop. Przy takim populiźmie po paru latach skończymy tak jak Grecy a Tusk czy Palikot będą symbolem taniego populizmu i głupoty ale co z tego ? Czy o to w życiu chodzi?
~Piotr
Rozwiązaniem jest demokracja podatkowa, w której waga głosu jest proporcjonalna do wysokości zapłaconych podatków w ostatnim okresie wyborczym. W takim systemie populizm i socjalizm nie są niezbędne dla utrzymania władzy.
~ken
jesli ktos jest tu populista to tylko ty ekonomiczny zerze !
~gs odpowiada ~Piotr
Co ty bredzisz jaka demokracja? Chyba kasokracja skoro kto ma więcej kasy ten decyduje.
Dajmy na to podwyższamy pensje górników 2x i obcinamy pensje nauczycieli 2x. Górnicy będą oczywiście na nas głosować, nauczyciele wprawdzie nie, ale nic to, głos biedaków jest i tak g... wart. To dopiero byłoby miejsce na populizm. Działającego
Co ty bredzisz jaka demokracja? Chyba kasokracja skoro kto ma więcej kasy ten decyduje.
Dajmy na to podwyższamy pensje górników 2x i obcinamy pensje nauczycieli 2x. Górnicy będą oczywiście na nas głosować, nauczyciele wprawdzie nie, ale nic to, głos biedaków jest i tak g... wart. To dopiero byłoby miejsce na populizm. Działającego rozumu życzę.

W demokracji głos każdego obywatela jest równy. Pomysł z deklaracją podatku nie jest zły, ale pod warunkiem, że każdy mógłby przekazać określoną kwotę a nie procent podatku.

I tak niech to np. będzie 5zł na głowę, to już mamy ca 100mln do podziału i przy okazji darmowe wybory każdego roku na wiosnę oraz darmowe badanie opinii publicznej, i do tego rzetelne a nie takie dyrdymały jak obecnie robią agencje.
~digital_storm odpowiada ~gs
niestety w obecnej demokracji głos profesora jest tak samo ważny jako zapitego gościa z pod budki z piwem.

Jest tylko jeden mechanizm regulacyjny - można mieć nadzieję, że ten upity nie pójdzie na wybory...
~myślący
Z perspektywy rządu kusząco wygląda spadek stóp procentowych, który zapewni władzom oszczędności na finansowaniu deficytu.



i tym jednym zdaniem wyjasnil autor o co władzom chodzi - nie o dobro obywateli tylko o ty bo mogli jak najtaniej DALEJ ,,się" ( czyli nardód ) zadłużać
~romankrk
Z tymi niskimi stopami to nie do końca prawda, może jak wprowadzano euro tak było ale teraz Grecy, Włosi, Hiszpanie nie sprzedadzą obligacji "na niemiecki procent" i nam zapewne groziłoby to samo w obecnym stanie finansów publicznych.
~Leszek
ciekawych spraw, a pan Lonczak pisze o niczym. Euro w Polsce nam nie grozi przynajmniej w perspektywie 10 - 12 lat.
Ciekawe bylyby natomiast rozwazania jak bedzie wygladac strefa euro za 5 - 6 lat.
Ja mysle, ze euro pozostanie w 5 - 8 krajach.
Nie bedzie tam ani Wloch ani Hiszpanii, ani Porugalii o Grecji w ogole nie
ciekawych spraw, a pan Lonczak pisze o niczym. Euro w Polsce nam nie grozi przynajmniej w perspektywie 10 - 12 lat.
Ciekawe bylyby natomiast rozwazania jak bedzie wygladac strefa euro za 5 - 6 lat.
Ja mysle, ze euro pozostanie w 5 - 8 krajach.
Nie bedzie tam ani Wloch ani Hiszpanii, ani Porugalii o Grecji w ogole nie wspomne.
Nas nie bedzie tam na pewno.
~Leszek
przystapienia do euro, mamy olbrzymi problem z zadluzeniem, wysoka inflacja, permanentny problem z nadwyzka wydatkow nad dochodami, permanentna nadwyzka importu nad eksportem.
Perspektywa wstapienia Polski do euro jest tak odlegla jak pirwsza podroz czlowieka na Marsa,

Powiązane: Strefa euro

Polecane

Najnowsze

Popularne

Ważne linki