FOREX zdecydowanie NIE!
Coraz częściej i więcej się pisze o FOREX. Na rynku pojawiło się wiele
publikacji na jego temat. FOREX ma być antidotum na spadającą giełdę,
dowiemy się, że posiadamy nieograniczone możliwości inwestowania bez względu
czy na rynku jest dobrze czy źle. Możemy zarabiać przez 24 godziny prawie
365 dni w roku. Dźwignie pozwalają na granie już od kilkuset złotych.
Wystarczy komputer z Internetem. Pojawiają się takie terminy jak: bogactwo,
miliony, nieograniczone możliwości. Nieograniczony strumień gotówki płynący
do każdego, szybciej niż gdyby posiadał własną drukarnię pieniędzy. Owszem
gdzieniegdzie pojawi się tekst, że 98% inwestorów, przez własną nieuwagę,
straci całą zainwestowaną kwotę, jednak "Ty dzięki nam będziesz w tych
wygrywających 5%". Oczywiście wszystko jest za darmo. Za darmo jest
platforma transakcyjna, za darmo są szkolenia (sam uczestniczyłem w takich),
za darmo jest testowe konto, gdzie można bez problemu pograć na wirtualnej
gotówce. Są konkursy gdzie gracze z 10 tys. wirtualnych złotych robią 5387%
zysku, co daje kwotę 538 771.54 również wirtualnych złotych. Po prostu tylko
rejestrować się, wpłacać te kilka setek i zarabiać. Dla niejednego z Was
zysk wysokości 300% byłby całkowicie satysfakcjonujący. Jednak ja mówię
STOP. Pamiętacie 98% inwestujących realnie traci, mimo stosowania systemów,
mimo dobrej wiedzy na temat zarządzania ryzykiem. W takim razie, dlaczego
tak się dzieje? Niestety każdy grający ma przeciwko sobie nie tylko rynek
nazywany FOREX. Nie tylko własne słabości i lęki. Ma przeciwko sobie również
brokera, tego samego, od którego dostał za darmo platformę do transakcji,
który go przeszkolił z analizy technicznej i fundamentalnej również za
darmo, za darmo powiedział mu o podstawach zarządzaniu ryzykiem.
Wszystko się zaczyna w momencie zainwestowania prawdziwej gotówki. Wtedy
kończy się "rumakowanie", broker musi zacząć zarabiać. Za te darmowe
szkolenia, platformę informatyczną ktoś musiał zapłacić, ta inwestycja musi
się zwrócić. Broker nie zarabia tylko na spreadzie. Często stosowane są
również inne metody. Zaczyna się niewinnie od zaakceptowania regulaminu
wybranej platformy elektronicznej. Czym są elektroniczne platformy?
Technicznie rzecz biorąc jest to program komputerowy pozwalający na
przekazywanie zleceń do brokera działającego na rynku FOREX. Jest on
połączony z rachunkiem pieniężnym. Wszystkie środki, jakie wpłacamy na taki
rachunek stanowią tzw. free margin, czyli możemy je użyć do nabycia
dostępnych na danej platformie walut i instrumentów finansowych. Kiedy
dokonamy dowolnego zakupu część środków zostanie zablokowana jako depozyt
zabezpieczający pod taką transakcję. Jeśli dokonujemy zakupu za posiadane
środki, to depozyt będzie wynosił dokładnie tyle, co wartość instrumentu w
chwili zakupu. Możliwe jest jednak również zastosowanie tzw. dźwigni
(lewaru), czyli uzyskanie pożyczki od brokera, co powoduje, że wartość
naszego depozytu stanowi tylko pewną część wartości transakcji.
Pojedynczy zwykły inwestor detaliczny nie dałby rady uczestniczyć
bezpośrednio na rynku, obraca zbyt małymi kwotami, dlatego potrzebny jest mu
pośrednik. Jednak gdyby broker był tylko pośrednikiem wszystko byłoby ok.
Mało, który gracz wie, że często kontrahentem po drugiej stronie kabla
internetowego jest właśnie...jego własny broker. Dzieje się to tak: broker
"zbiera" wszystkie transakcje, kompensuje je w ramach swojej platformy.
Jeżeli wszystko ładnie pasuje, łączy kupujących ze sprzedającymi, w tym
momencie transakcja nawet nie dotyka prawdziwego rynku FOREX. W tym właśnie
momencie może się stać także Twoim kontrahentem, jeżeli chcesz wykonać
jakieś nieduże zlecenie, broker odkupuje lub Ci sprzedaje walutę. Z tego, co
zostało dokonuje transakcji już na "dużym" rynku, gdzie jest klientem tak
samo wystawionym na jakieś ryzyko, jak każdy inny. Wszystko to w pewnych
sytuacjach może doprowadzić, kiedy zysk klienta jest stratą brokera. Mamy,
więc pierwszy konflikt interesów. Również to nasz kochany broker tak
naprawdę wystawia cenę, wcale to nie musi być efekt gry sił popytu i podaży.
Broker może, więc zarabiać na różnicy między ceną, jaką wskazuje na swojej
platformie a ceną, którą sam jest w stanie uzyskać na "prawdziwym" rynku.
Gdy zainstalujecie sobie kilka różnych platform demo, możecie łatwo
zauważyć, że na każdej z nich będą różne ceny, dokładnie w tym samym czasie.
Ponieważ to broker kontroluje platformę mogą się zdarzyć ( i się zdarzają)
inne nadużycia. Platforma potrafi się "zawiesić", jeżeli zaistniałaby
ryzyko, że to klient może zarobić kosztem brokera. Oczywiście, że każdy
broker będzie się bronił, twierdząc, że czegoś takiego nie robi. Jednak w
każdej umowie jest napisane, że za "błędy w transmisji danych" broker nie
odpowiada.
Jeżeli już uda nam się zlecić jakąś transakcję i jest ona zrealizowana,
chcemy ją zgodnie z zasadami zarządzania ryzykiem zabezpieczyć, do tego
służą stop loss'y. Są one zautomatyzowane, jeżeli nasza transakcja traci
powyżej ustalonej przez nas kwoty jest automatycznie zamykana, tym samym
nasze straty są ograniczane. Nie ma żadnej pewności, że broker nie będzie
korzystał z władzy, jaką mu daje JEGO platforma. Bez problemu może przecież
sprawdzić gdzie jest ustawione większość stop loss. Jak wspominałem, to
broker tak naprawdę dyktuje ceny, wystarczy krótkotrwałe wahnięcie cen, a
wszystkie stop loss się uruchamiają i wszystkie niewygodne dla brokera
pozycje są automatyczne zamykane.
Następna sprawa to "bad ticki", Co to takiego? Internet nie jest doskonały i
może się zdarzyć, że w momencie przesyłania danych, transmitowanych przez
platformę klient uzyskuje możliwość zawarcia transakcji po cenie sprzecznej
z racjonalnym rachunkiem ekonomicznym brokera. Brokerzy w umowach
zastrzegają sobie możliwość zablokowania takiego błędu, poprzez cofnięcie
takiej transakcji. Pojawia się problem z dokładną definicją "bad ticka"
Praktycznie termin ten może być dowolnie interpretowany przez brokera,
jeżeli brokerowi jakieś zlecenie nie odpowiada po prostu je cofa. My jako
klienci nie mamy oczywiście takiej możliwości, chociaż po naszej stronie
takie błędy też mogą występować.
Dalej. Skalpowanie. Metoda polegająca na szybkim zamykaniu zyskownych
pozycji. Zawieramy jakąś transakcję, w momencie pojawienia się kilka pipsów
zysku błyskawicznie ją zamykamy. Co w tym złego? Przy dużej dźwigni można
naprawdę sporo zarobić, jednak dla przypomnienia dodam, że w tym momencie
obracamy pieniędzmi, które nam tak naprawdę kredytuje broker. Na tej taktyce
traci jednak broker, który nie jest w stanie zabezpieczyć na prawdziwym
rynku transakcji, jakie dokonuje z nim szybko skalpujący klient. Dlatego też
takiego klienta może czekać niespodzianka. Broker specjalnie spowalnia jego
transakcje, np.za każdym razem ręcznie potwierdzając każdą operację. Kolejny
klasyczny przykład nadużywania kontroli nad platformami elektronicznym.
Żeby Cię złapać w swoje sieci, broker musi Ci pokazać, że istnieje możliwość
szybkiego i łatwego zarobku. Tak jak pisałem wyżej, organizuje w tym celu
bezpłatne szkolenie czy udostępnia tak zwane dema. Gra się na nich
wirtualnymi jednostkami rozliczeniowymi. Wszystko: ceny, spready, pary walut
czy surowce mają wyglądać dokładnie tak samo jak w rzeczywistym handlu.
(Osobiście na takich demach "zarobiłem" prawie 360% w ciągu tygodnia).
Podobno fakt, iż na demach się "zarabia" dużo prościej i łatwiej ma związek
z odmienną sytuacją psychologiczną inwestora pomiędzy rzeczywistym rynkiem,
a tym wirtualnym. Na różnych forach internetowych bardzo łatwo znajdziecie
ludzi, którzy dziwią się, że w demo nie było tak częstych rekwotowań czyli
poprawek ceny za jaką chcielibyśmy wykonać jakieś zlecenie. W demo spread
zazwyczaj jest cały czas taki sam, w rzeczywistości broker, przed ważnymi
danymi makroekonomicznymi potrafi go znacząco podnieść. W demo nie występuje
konflikt interesów, a brokerowi wręcz zależy na pokazaniu potencjalnemu
klientowi, jak łatwo i prosto można zarobić. Wiele dziwnych sytuacji pojawia
się nawet na konkursach, również na ten temat można sporo poczytać na
forach, o znikających czy anulowanych zleceniach. Mimo to, takie konkursy
polecam. Pod warunkiem, że pamiętamy, o fakcie, że nie mają one nic
wspólnego z rzeczywistością. Zawsze może się udać wygrać jakiegoś laptopa.
Na konkursach gram zawsze maksymalną ilością dostępnych środków, i albo
odpadam natychmiast, albo w ciągu dnia czy nocy mam 30% "zysku". Podkreślam,
konkurs nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Następne grzeszki brokerów to: brak tak naprawdę potwierdzenia wszystkich
naszych operacji, w kryzysowych sytuacjach sąd może uznać jedynie dokument
podpisany przez osobę faktycznie wpisaną do rejestru handlowego. Najczęściej
jest to dyrektor czy członek zarządu. Podpis pracownika obsługi klienta, o
ile nie ma specjalnych pełnomocnictw nic nie znaczy. Jedyny wyjątek stanowią
brokerzy będący bankami, którzy sald nie muszą podpisywać, albowiem
oświadczenia woli związane z dokonywaniem czynności bankowych mogą być
składane w postaci elektronicznej.
Dalej trzeba uważać na to gdzie mieści się siedziba brokera, ciężko nam by
było cokolwiek wyegzekwować np. na drodze sądowej w Belize. Klauzula
poddająca spory jurysdykcji zagranicznego arbitrażu np. USA czy Walii jakoś
też mi się nie widzi.
Następna pułapka to dźwignia. Fajnie jest operować dzięki niej tysiącami
złotych nie mając przy sobie prawie nic. Wszystko Ok, jeżeli wygrywamy na
transakcjach. Może się jednak zdarzyć, że broker "nie zdąży" zamknąć naszej
bardzo stratnej pozycji. Przy naszym depozycie pojawi się minus z przodu,
wtedy trzeba najnormalniej te pieniądze oddać. Dalej pojawiają się problemy
nie wypłacalności brokera, mogą się pojawić też inne nadużycia, ale to już w
innym artykule.
Zawodowy trader potrafi zarobić kilkadziesiąt procent rocznie. Jest ich
niewielu na świecie. Oczywiście Drogi Czytelniku możesz się stać jednym z
nich. Bardzo Ci tego życzę. Na początku swojej drogi do bogactwa, pamiętaj
jednak, o tych kilku małych przeszkodach, jakie stoją Ci na drodze.
Artur Olędzki {Gapiart}