

Wtorkowy poranek przyniósł dalsze osłabienie polskiej waluty. Złoty pozostaje pod presją Fedu i mocniejszego dolara, czego jak na razie nie powstrzymują coraz wyższe rynkowe stopy procentowe w Polsce.
Stawki Wibor od 3M w górę szybko przebiły linię 5% i zmierzają ku najwyższym poziomom od 2008 roku. Polskie obligacje skarbowe płacą już grubo ponad 6%. Jednakże nawet znacznie wyższe rynkowe stopy procentowe w Polsce póki co nie są w stanie przekonać inwestorów do polskiego złotego. A przynajmniej nie w sytuacji, gdy oficjalnie raportowana inflacja CPI przekracza 10%.
Złotemu szkodzi też umacniający się dolar amerykański, co zwykle negatywnie wpływa na notowania walut z rynków wschodzących. Aprecjacja „zielonego” jest z kolei pochodną narastających oczekiwań na zdecydowane podwyżki stóp procentowych w Rezerwie Federalnej. Obecnie rynek terminowy oczekuje, że stopa funduszy federalnych do końca roku znajdzie się w przedziale 2,50-3,00%.
W rezultacie złoty pozostaje pod presją. We wtorek o 9:17 kurs euro kształtował się na poziomie 4,6635 zł i był o mniej niż grosz wyższy niż dzień wcześniej. W poniedziałek notowania pary euro-złoty podniosły się o przeszło dwa grosze.
Zobacz także
Od dwóch tygodni kurs euro porusza się w przedziale 4,60-4,70 zł, co jak na historyczne standardy jest wartością sygnalizującą głęboką słabość polskiej waluty. „Przedcovidowym” standardem było euro po 4,20-4,35 zł. Po marcu ’20 był to zasadniczo przedział 4,40-4,60 zł, a po wybuchu wojny na Ukrainie nie potrafimy zejść nawet poniżej 4,60 zł.
Dolar amerykański we wtorek rano kosztował 4,2966 zł i był o ponad grosz droższy niż w poniedziałek wieczorem. To najwyższy kurs dolara od dwóch tygodni. Frank szwajcarski wyceniany był na 4,6027 zł, a więc także najwyżej w tym miesiącu. Funt brytyjski wart był 5,5851 zł.
KK
