Podczas gdy szef Rezerwy Federalnej zapowiada dalsze mocne wzrosty stóp procentowych, prezes NBP Adam Glapiński mówi o zakończeniu cyklu podwyżek. To niebezpieczna sytuacja dla złotego, który już od wielu tygodni znajduje się pod presją sprzedających.


- Prawdopodobnie, jak to już publicznie powiedziałem, z dyskusji RPP może wyłonić się taki scenariusz, w którym podnosimy stopy procentowe jeszcze raz o 25 pb. albo dwa razy po 25 pb. Nie można też jednak wykluczyć, że skończymy na razie podwyższanie stóp procentowych – zaznaczył w wywiadzie szef NBP Adam Glapiński. To swego rodzaju nieformalna forward guidance, blokująca wzrost stopy referencyjnej do poziomu zaledwie 7% przy prognozowanej przez NBP na koniec roku 14-procentowej inflacji CPI.
Wypowiedź prezesa polskiego banku centralnego jest skrajnie odmienna od tego, co rynkom finansowym w piątek powiedział Jerome Powell. - Nasza odpowiedzialność do zapewnienia stabilności cen jest bezwarunkowa […] Stoi przed nami oczywiste zadanie utemperowania popytu, aby był bardziej zbieżny z podażą. Jesteśmy zobowiązani do wykonania tej pracy – powiedział Powell podczas sympozjum bankierów centralnych w Jackson Hole. Jego wypowiedzi miały jawnie antyinflacyjny charakter i zostały zinterpretowane przez rynek jako zapowiedź podniesienia stopy funduszy federalnych w okolice 4%.


Realizacja takiego scenariusza oznaczałaby, że za kilka miesięcy Polska miałaby znacznie niższą realną stopę procentową niż Stany Zjednoczone (aczkolwiek w obu przypadkach byłyby one ujemne) oraz że różnica między krótkoterminowymi stopami procentowymi dla PLN a USD zawęziłaby się do zaledwie 2-3 pkt proc. Byłaby to sytuacja potencjalnie niebezpieczna dla polskiej waluty i stwarzająca podstawy do dalszego osłabienia złotego.
ReklamaPolski złoty pozostaje bardzo słaby od marca 2020 roku. Od ataku Rosji na Ukrainę sytuacja polskiej waluty jeszcze się pogorszyła. Z najnowszą falą osłabienia złotego mamy do czynienia od czerwca. Próba odreagowania w drugiej połowie lipca i w pierwszej połowie sierpnia przyniosła tylko niewielką poprawę sytuacji. Od dwóch tygodni złoty znów słabnie, tracąc nie tylko do bardzo mocnego dolara, ale też do najsłabszego od 20 lat euro.
W poniedziałek o 9:53 kurs euro wynosił 4,7405 zł i był o 0,4 grosza wyższy niż przed weekendem. Przez ostatnie dwa tygodnie euro podrożało o ok. 10 groszy, ale nie przebiło lipcowego maksimum (4,8446 zł).
„Jastrzębie” wypowiedzi Powella sprawiły, że pomimo nieformalnych sugestii o 75-punktowej podwyżce stóp procentowych w Europejskim Banku Centralnym, kurs EUR/USD ponownie znalazł się poniżej poziomu 1,0000. To oznacza, że dolar znów jest nieznacznie droższy niż euro. W poniedziałek rano na polskim rynku dolar amerykański był wyceniany na 4,7732 zł, czyli aż o dwa grosze wyżej niż w piątek.
Frank szwajcarski kosztował 4,9244 zł. W ubiegłym tygodniu notowania pary frank-złoty wyrównały rekord z marca i zbliżyły się do psychologicznego poziomu 5 zł. Funt brytyjski był notowany bez większych zmian po 535658 zł.
KK