Tym razem obyło się bez nowych rekordów, a Nasdaq zaliczył we wtorek solidny spadek. To pokłosie wręcz sensacyjnego rozczarowania wynikami Alphabetu. Dawny Google zaskoczył rynek spowolnieniem wzrostu przychodów.


Czegoś takiego na Wall Street mało kto się spodziewał. Aż do dziś panował tam pogląd, że przychody internetowych gigantów pokroju Amazona, Facebooka czy Alpahbetu rosnąć będą w nieskończoność. Tymczasem raport za pierwszy kwartał tej ostatniej spółki pokazał, że nawet Internet ma swoje limity.
Właściciel przeglądarki Google w minionym kwartale wygenerował 29,48 mld USD przychodów. To niemal o 4,6 mld USD (18,6%) więcej niż rok wcześniej, ale zarazem o przeszło pół miliarda mniej od oczekiwanych przez analityków 30,04 mld USD. Po raz pierwszy od trzech lat dynamika przychodów Google'a spadła poniżej 20% rdr. Na poziomie zysku netto Alphabet zanotował szatańskie 6,66 mld USD, czyli 9,50 USD na akcję. To wynik już po uwzględnieniu 1,7 mld USD kary od Komisji Europejskiej. Analitycy spodziewali się 10,60 USD zysku na akcję, ale w większości nie uwzględniali grzywny od KE.
Reakcja rynku była piorunująca. Akcje dawnego Google'a przeceniono we wtorek o 7,5% i był to najsilniejszy dzienny spadek kursu tej internetowej spółki od stycznia 2012 roku. O prawie 2% potaniały walory Apple'a, który ma przedstawić wyniki kwartalne już po zakończeniu wtorkowej sesji.
To zaciążyło na Nasdaqu, który skończył dzień 0,69% pod kreską. SP500 zdołał ukończyć sesję tuż ponad kreską, zyskując 0,10% i trzecią sesję z rzędu ustanawiając rekordowy kurs zamknięcia. Ale tym razem nie udało się pobić poniedziałkowego, śródsesyjnego rekordu wszech czasów. Dow Jones urósł o skromne 0,15%.
Dodajmy, że S&P500 od początku roku zyskał 17,4% i jest to trzeci najlepszy początek roku w historii tego indeksu (S&P500 powstał w 1957 r.). Lepsze pierwsze cztery miesiące roku S&P500 zaliczył tylko w 1987 (+19,1%) i 1975 (+27,3%). We wszystkich tych przypadkach druga połowa roku była słaba lub katastrofalnie słaba w wykonaniu amerykańskiego rynku akcji.
Sprzedaj w kwietniu i jedź ma majówkę. Do akcji wróć w przyszłym roku - przynajmniej do tych amerykańskich. Za każdym razem, gdy przez pierwsze 4 miesiące zyskiwały one 16 lub więcej procent, drugą część roku można było spisać na straty: pic.twitter.com/AaWhd49rN8
— Krzysztof Kolany (@kkolany) 30 kwietnia 2019
Teraz uwaga inwestorów powinna - przynajmniej na chwilę - przenieść się z wyników spółek na front polityki monetarnej. W środę o 20:00 czasu polskiego na rynek trafi komunikat z posiedzenia władz Rezerwy Federalnej. Analitycy nie oczekują zmiany stóp procentowych, a rynek liczy na "gołębi" i "przyjazny" dla posiadaczy aktywów przekaz z Fedu. Dodajmy, że od stycznia rynek terminowy dyskontuje obniżkę stopy funduszy federalnych do końca 2019 roku. A jeszcze pod koniec zeszłego roku FOMC zapowiadał dwie podwyżki stóp w tym roku.
W decydującą fazę wkraczają także chińsko-amerykańskie negocjacje handlowe. W tym tygodniu w Pekinie będzie bawił sekretarz skarbu Steven Mnuchin, a w przyszłym tygodniu do Waszyngtonu przylatuje delegacje z Państwa Środka.
Na froncie makroekonomicznym negatywnie zaskoczył indeks Chicago PMI, który w kwietniu zanotował gwałtowny spadek z 58,7 pkt. do 52,6 pkt. Analitycy spodziewali się wzrostu tego wskaźnika do 59 pkt. Nieoczekiwanie poprawiły się za to nastroje konsumentów. Mimo drożejących paliw wskaźnik Conference Bard podniósł w kwietniu ze 124,1 pkt. do 129,2 pkt.
Krzysztof Kolany






















































