Pomimo napływu kilku istotnie złych informacji wtorkowa sesja na nowojorskich parkietach nie przyniosła istotnych zmian głównych indeksów. Dzięki temu S&P500 utrzymał się tuż powyżej linii zeszłorocznego trendu spadkowego.


Środowa sesja zaczęła się od problemów technicznych, które skutkowały zatrzymaniem handlu na przeszło 80 walorach i objawiała się dzikimi zmianami notowań. Później jednak wszystko poszło zaskakująco gładko. Finalnie Dow Jones zyskał 0,31% i ukończył sesję na poziomie 33 733,96 pkt.
S&P500 stracił zaledwie 0,07% i zameldował się z wynikiem 4 016,95 pkt. Oznacza to utrzymanie się powyżej wybitej dzień wcześniej linii bessy, ale ten pozytywny techniczny sygnał jeszcze łatwo może zostać zanegowany. Nasdaq osunął się raptem o 0,27% po tym, jak przez poprzednie dwie sesje zyskał ponad 4,7%.
Paradoksalnie taką sesję można uznać za przejaw siły giełdowych byków. A to dlatego, że informacje docierające do inwestorów nie były najlepsze. Przede wszystkim wynikami za IV kwartał rozczarował koncern 3M, który ponadto zapowiedział redukcję 2500 etatów (to 2,6% załogi) oraz przedstawił bardzo słabe prognozy sprzedaży na bieżący kwartał. Akcje 3M przeceniono o ponad 6%.
Problem w tym, że to nie jest zwykła spółka. To przemysłowy konglomerat wytwarzający tysiące produktów niezbędnych do codziennego życia człowieka w kraju rozwiniętych. Stąd też 3M bywa nazywany amerykańską gospodarką w pigułce. Na dodatek prognozami finansowymi rozczarował także inna ikona amerykańskiego przemysłu – czyli firma General Electric. Ale akcje GE zyskały 1,2%.
Recesyjne były też publikowane w środę raporty makro z USA. Styczniowy PMI dla amerykańskiego przemysłu co prawda nieoczekiwanie wzrósł (z 46,2 pkt. do 46,8 pkt. wobec oczekiwanych 46 pkt.), ale to wciąż odczyt sygnalizujący szybki spadek aktywności ekonomicznej. Równie źle – choć wyraźnie lepiej od oczekiwań ekonomistów – było w sektorze usług. Tam PMI wzrósł z 44,7 pkt. w grudniu do 46,6 pkt. w styczniu. Rynkowy konsensus zakładał poprawę tyko do 45 pkt. Optymiści mogli więc powiedzieć, że PMI zaczyna wręcz sugerować scenariusz „miękkiego lądowania” gospodarki po inflacyjnych ekscesach z poprzednich dwóch lat.
Tyle tylko, że kolejne amerykański koncerny zapowiadają masowe zwolnienia, a łącznie cięcia etatów liczone są już w dziesiątkach tysięcy. Do Alphabetu, Amazona, Mety i Microsoftu dołączył właśnie kolejny gigant – Spotify. W Google’u – czyli barometrze koniunktury w branży internetowej – pracę stracić ma 12 000 osób. Trudno oczekiwać, aby takie ruchy nie miały wpływu na stopę bezrobocia w USA i zapędy konsumpcyjne Amerykanów (zarówno tych pracujących jak i już zwolnionych).
Na razie jednak uwaga Wall Street skupiona jest na trwającym w najlepsze sezonie wynikowym za IV kwartał. A ten jest kiepski, ale nie beznadziejny, jak się tego można było obawiać jeszcze kilkanaście tygodni temu. Jak dotąd raporty za IV kw. przedstawiły 72 spółki z indeksu S&P500, z których 65% przebiło oczekiwania analityków. Ci z kolei szacują, że zyski spółek przypadające na S&P500 (czyli EPS) były o 2,9% niższe niż rok wcześniej. Czyli były słabe, ale bez jakiejś tragedii i klasycznej „wynikowej recesji”, która przynosi spadek EPS-u o przynajmniej 20%.