Dzień wolny mieli inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych i Szwajcarii, co przełożyło się na niską aktywność także na GPW. Obroty ledwie przekroczyły 300 mln złotych, czyli mniej niż połowę tego co normalnie.
Na początku sesji inwestorzy grali pod wyniki sondaży. Najnowsze badania opinii publicznej w Grecji wskazują na wzrost poparcia dla partii wspierających narzucony przez UE i MFW program oszczędnościowy. Zwiększa się też odsetek Irlandczyków gotowych poprzeć w referendum projekt „paktu fiskalnego”.
Tyle że poranny optymizm błyskawicznie wyparował. Wszystko przez Hiszpanię, gdzie kryzys finansowy nabiera nowej dynamiki. Giełda w Madrycie wznowiła handel akcjami banku Bankia, który w zeszłym tygodniu został znacjonalizowany kosztem 19 mld euro. Po odwieszeniu notowania Bankii zanurkowały o 26%, ale pod koniec dnia zniwelowały stratę „tylko” do 13%. Pozostałe hiszpańskie banki traciły po 5-6%, a główny indeks w Madrycie spadł o 2%.
Pogorszyła się też sytuacja na rynku długu. Różnica w rentowności hiszpańskich i niemieckich obligacji 10-letnich wzrosła do rekordowych 5,1 pkt. proc. Papiery hiszpańskie płacą już blisko 6,5%, a więc już prawie tyle samo co w listopadzie, podczas poprzedniego przesilenia w strefie euro. Skalę problemu dostrzega nawet premier Mariano Rajoy, który zaapelował o użycie pieniędzy z EFSF do wsparcia bankrutujących banków.
Jednakże na razie kłopoty Hiszpanii są ignorowane przez europejskich inwestorów. W poniedziałek poza Madrytem i Mediolanem przeważały wzrosty. Rekordzistką była giełda w Atenach, która urosła aż o 6,9%.
Na GPW z siłą blue chipów kontrastowała słabość średnich spółek. mWIG40 stracił ponad 1%, a na całym rynku spółek zniżkujących było prawie tyle samo co zyskujących.
Krzysztof Kolany
Bankier.pl

























































