

Co najmniej sto rosyjskich firm, w tym należąca do jednego z ministrów, ukryło się w ostatnich latach w nielicencjonowanym sektorze powierniczym w Niderlandach - informuje tygodnik "De Groene Amsterdammer".
Gazeta przypomina, że nad tą gałęzią sektora finansowego nie ma prawie żadnego nadzoru w Holandii.
Dziennikarskie śledztwo przeprowadziła dla stołecznego tygodnika platforma Investico. Wynika z niego, że dziesiątki rosyjskich firm z sektora energetycznego, telekomunikacyjnego i bankowego po 2019 r. zostało klientami nielicencjonowanych biur powierniczych.
Jak informuje "De Groene Amsterdammer", było to związane z zaostrzeniem prawa dla holenderskich biur powierniczych, wprowadzono wówczas dodatkowe kontrole związane z ryzykiem korupcji i prania brudnych pieniędzy.
Dlatego też, jak wynika z dziennikarskiego śledztwa, rosyjskie firmy przeniosły się do biur, które wprawdzie nie posiadają licencji, mogą jednak legalnie działać w Niderlandach.
„Dzięki skomplikowanym transakcjom pomagają one ukryć informacje o pochodzeniu kapitału” – czytamy w artykule.
Autorzy tekstu ustalili, że wśród ich klientów znajduje się dwanaście osób zajmujących eksponowane stanowiska polityczne w Rosji m.in. minister oraz wiceminister gabinetu Michaiła Miszustina. Nie ujawniono jednak ich nazwisk.
Agencja badawcza SEO, która w zeszłym roku przeprowadziła badania dla ministerstwa finansów, szacuje, że od 31 do 51 procent wszystkich holenderskich dostawców usług powierniczych działa bez licencji. W konsekwencji znajdują się one poza nadzorem banku centralnego (DNB).
Z Amsterdamu Andrzej Pawluszek (PAP)
apa/ mmu/