

Polska chce odzyskać dawne ziemie na Litwie, Białorusi i Ukrainie. Takie stwierdzenia padły w wieczornym programie telewizji Rossija24. Państwowa stacja w ten sposób skomentowała zapowiedź polsko-litewskiego wsparcia dla ukraińskiej armii.
Dziennikarz rosyjskiej telewizji stwierdził, że Polacy dążą do odbudowy dawnej Rzeczpospolitej, w której Kijów byłby stolicą jednego z województw. Dziwił się też, dlaczego Warszawa i Wilno chcą wspólnie z Kijowem tworzyć brygadę specjalną do walki z separatystami. Jak wyjaśniła biorąca udział w programie politolog Weronika Kraszeninnikowa, chodzi o to, żeby dzięki takiemu zabiegowi, wbrew stanowisku Rosji, wprowadzić na Ukrainę wojska NATO.
Komentarz eksperta
Polska racja stanu
Rosjanie też mają swoją rację stanu. W ich interesie jest zwiększanie wpływu i kontrola polityczna na Ukrainie. Polskie i rosyjskie intencje ścierały się na tym obszarze od wieków. Rzeczywiście, Polacy w pewnym sensie marzą o powrocie do dawnej potęgi, ale raczej nie ma ona terytorialnego charakteru.
Bardziej zależy nam na gospodarczym i politycznym przewodnictwie niż tworzeniu federacji państw z Polską jako liderem. Na to nie ma najmniejszych szans - nie jesteśmy aż tak bogaci oraz nie mamy silnej armii. Dopóki te dwa warunki nie będą spełnione, dopóty obawy wygłaszane przez rosyjskich dziennikarzy będą miały tylko kiepską propagandą.
WięcejPolitolog stwierdziła także, że gdy na Ukrainie pojawią się polskie wojska, to łatwiej będzie Polakom odzyskiwać nieruchomości, chociażby w obwodzie lwowskim. Dodała też, że jest to konsekwentna polityka Warszawy, która szkoliła bojowników ugrupowań nacjonalistycznych. W trakcie programu sugerowano również, że Polska jest reprezentantem amerykańskich interesów na Ukrainie, w zamian za co Stany Zjednoczone pozwalają Warszawie realizować ambicje geopolityczne.
Warto przypoomnieć, że w początkowej fazie konfliktu na Ukrainie do polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wpłynęło oficjalne pismo od wiceprzewodniczącego Dumy Państwowej, Władimira Żyrinowskiego z propozycją podziału terytorium Ukrainy. Polskie MSZ oceniło wtedy pismo jako kuriozalne. Potem Żyrinowski tłumaczył w rosyjskiej prasie, że wysłał list między innymi do polskich władz na wypadek, gdyby zechciały one przeprowadzić referendum i wypowiedzieć się w kwestii przynależności ziem, które historycznie do nich należały.
Informacyjna Agencja Radiowa/IAR/Maciej Jastrzębski/Moskwa/kl/md