Na fali zdecydowanego umocnienia dolara złoty wyraźnie słabnie wobec głównych walut globalnych.


We wtorek w południe kurs euro rósł o prawie 4 grosze, przekraczając 4,74 zł, ale następnie zszedł do 4,73 zł, by o godz. 16:00 znaleźć się na 4,75 zł. Równocześnie wspólnotowa waluta wyraźnie osłabiała się wobec dolara, schodząc poniżej poziomu 1,03 - najniższego od 2003 r., oraz franka, spadając do niemal 0,992 - czyli najniższego poziomu w historii poza pamiętnym styczniem 2015 r., gdy Szwajcarzy niespodziewanie zerwali pega z euro.
"Im żywotniejsze są obawy o gospodarcze tarapaty europejskiej gospodarki i jej energetyczne bezpieczeństwo najbliższej zimy, tym mocniej inwestorzy zwracają się ku dolarowi. Jego forma tego lata w znacznym stopniu zostanie zdefiniowana przez informacje z drugiej części tygodnia: protokół z czerwcowego posiedzenia Fed oraz dane makroekonomiczne najwyższej rangi odczyt nastrojów w usługach (obie publikacje w środę) oraz raport z rynku pracy za czerwiec (piątek)" - komentował rano Bartosz Sawicki z Cinkciarz.pl.
"Patrząc technicznie na wykres EURUSD na interwale H4, doszło do przekroczenia istotnej strefy wsparcia przy 1,0360. Oprócz minimów z maja i czerwca znajdują się tu także dołki z przełomu 2016-2017 roku. Jeżeli obecny sentyment się nie zmieni, niewykluczony jest atak na mierzenia zewnętrzne Fibonacciego, wyznaczone na ostatniej korekcie wzrostowej - odpowiednio są to poziomy 1,0290 i 1,0220" - komentują analitycy XTB.
Euro ciągnie za sobą złotego i w efekcie "zielony" kosztował o godz. 16:00 już ponad 4,63 zł, frank: niemal 4,79 zł, a funt blisko 5,54 zł - rano płacono za nie na rynku forex o odpowiednio 12, 10 i 8 groszy mniej. Kurs USD/PLN znalazł się na najwyższym poziomie 2000 r., nieznacznie przekraczając szczytu z 7 marca bieżącego roku, a kurs CHF/PLN został wywindowany do najwyższego poziomu od marca.
"Jesteśmy na fali globalnej awersji do ryzyka. W tle bardzo poważne obawy o globalną recesję. To wymaga dużej ostrożności i rozwagi w dostrajaniu polityki pieniężnej" - komentował po południu na Twitterze Piotr Bujak z PKO BP.
"Słabość złotego to efekt presji ze strony globalnej aprecjacji dolara oraz słabnącej koniunktury, która wzmaga obawy rynku o rychłe zakończenie cyklu podwyżek stóp procentowych w Polsce w warunkach ciągle wysokiej inflacji" - wskazywali rano analitycy Santander Bank Polska.
"Złoty pozostaje pod umiarkowaną presją płynącą z otoczenia zewnętrznego" - oceniali ekonomiści Banku Millennium. "Przed większym osłabieniem polską walutę powstrzymuje oczekiwanie na wynik czwartkowego posiedzenia Rady Polityki Pieniężnej oraz piątkową konferencję prezesa Narodowego Banku Polskiego" - dodali.
Zdaniem analityków ING przed czwartkową decyzją RPP para EUR/PLN może dotrzeć do ostatnich szczytów w okolicach 4,74. "Niestety pogarszają się średnioterminowe perspektywy PLN. Przede wszystkim psuje się równowaga zewnętrzna Polski. Zwiększa się deficyt obrotów bieżących. Rośnie też ryzyko, że środki z KPO nie trafią do kraju w tym roku. Dlatego w drugiej połowie roku spodziewamy się raczej szerokiego trendu horyzontalnego na EUR/PLN (pod warunkiem, że NBP będzie kontynuował podwyżki reagując na dalszy wzrost CPI)" - twierdzili rano.
Konsensus rynkowy zakłada, że w czwartek Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się podnieść stopy procentowe o 75 pb. W czerwcu inflacja CPI przyspieszyła do 15,6 proc. z 13,9 proc. w maju - wynika ze wstępnych szacunków GUS-u.
"Na rynku walutowym nie widzimy obecnie przestrzeni do aprecjacji złotego. Tutaj przełom może przynieść dopiero przyszły gołębi skręt głównych banków centralnych" - oceniali ekonomiści Banku Pekao.