Nie było zaskoczeniem, że po sierpniowej dewaluacji peso inflacja w Argentynie gwałtownie przyspieszyła i osiągnęła wartości niewidziane od hiperinflacyjnego epizodu z przełomu lat 80. i 90. Argentyńczycy mówią jednak "basta" i domagają się zmian politycznych.


Argentyńska telenowela inflacyjna weszła w nowe stadium. W sierpniu ceny koszyka dóbr konsumpcyjnych (CPI) były aż o 12,4% wyższe niż w lipcu. To najwyższy odczyt od roku 1991, gdy wygasała hiperinflacja z końcówki lat 80.
Tyle wyniosła inflacja miesięczna, a nie roczna. Ta druga przyspieszyła do 124,4% względem 113,4% odnotowanych w lipcu. Oznacza to, że według oficjalnych danych ceny w argentyńskich sklepach więcej niż podwoiły się w ciągu poprzednich 12 miesięcy. Trudno się zatem dziwić, że w niegdyś najbogatszym kraju Ameryki Południowej dochodzi do masowych napadów na markety spożywcze.


Jeszcze w lutym Argentyna wyprzedziła Turcję, stając się inflacyjnym liderem wśród państw G20. Na całym świecie szybszy spadek siły nabywczej pieniądza notują jedynie kraje upadłe (a i tak nie wszystkie): Wenezuela (398%), Liban (252%) oraz Syria (prawie 140%).
Sytuacja w Argentynie już zupełnie wyrwała się spod kontroli władz. Z oczywistych powodów nie pomogła próba urzędowego ograniczenia wzrostu cen w supermarketach (podpowiedź: to nigdy nie działa). Oliwy do inflacyjnego ognia dolała sierpniowa 20-procentowa dewaluacja peso. Zresztą bank centralny Argentyny już dawno stracił kontrolę nad procesami inflacyjnymi, z opóźnieniem reagując na wydarzenia w gospodarce. 14 sierpnia argentyńskie władze monetarne podniosły stopy procentowe z 97% do 118%.
Zapewne niewiele to pomoże, ponieważ wciąż są to wartości niższe od bieżącej inflacji CPI. Po drugie, już nawet najbardziej naiwni Argentyńczycy stracili wiarę w to, że peso jest cokolwiek warte. W żargonie ekonomistów nazywa się to „odkotwiczeniem oczekiwań inflacyjnych”. Teraz mieszkańcy Argentyny wiedzą, że muszą wydać pieniądze jeszcze dziś, bo jutro będą one mniej warte.
- Sierpień był najgorszym miesiącem dla argentyńskiej gospodarki w ciągu ostatnich 25 lat – przyznał minister gospodarki Sergio Massa będący zarazem kandydatem w wyborach prezydenckich wystawionym przez rządzących krajem peronistów (to taka argentyńska odmiana socjalizmu).
Wygląda jednak na to, że Argentyńczycy po wypróbowaniu wszystkich błędnych rozwiązań, wreszcie mogą zdecydować się na bardziej racjonalne działania. W sierpniowych prawyborach prezydenckich najwięcej głosów uzyskał libertariański kandydat Javier Milei, który otrzymał blisko 30% poparcia. Milei postuluje dolaryzację gospodarki i wolnorynkowe reformy.
Argentyna od dekad „słynie” z permanentnie wysokiej inflacji, ale osiągnięcie trzycyfrowego poziomu nawet u ujścia La Platy wzbudziło większe emocje i społeczne niezadowolenie. Tym bardziej że jeszcze na początku 2022 roku argentyńska inflacja CPI kształtowała się na „umiarkowanie” wysokim poziomie 50%. Równolegle trwa anihilacja peso na rynku walutowym. Tylko od początku roku argentyńska waluta straciła prawie połowę wartości względem dolara, a w ciągu ostatnich 5 lat deprecjonując się o blisko 90%.
„Kraj srebra” zmaga się z permanentnym kryzysem gospodarczym, przerywanym chwilami ożywienia. W XXI wieku Argentyna zaliczyła trzy katastrofy gospodarcze (ze spadkiem PKB o ponad 10%) i kilka pomniejszych recesji. Kolejne rządy starały się rozwiązać problemy poprzez ekspansję fiskalną i monetarną. Ponadto w minionej dekadzie Argentyna regularnie notowała spore deficyty na rachunku bieżącym, co powodowało, że gospodarka była bardziej podatna na spekulacyjne przepływy kapitału. Państwo bankrutowało już 9 razy, ostatnio w 2019 r. Obecnie jest objęte wsparciem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, opiewającym na ponad 40 mld dol.