Kurier Poranny: Powiedzmy, że mam 55 lat, jestem całkowicie zdolna do pracy, ale chcę przejść na wcześniejszą emeryturę. Dlaczego nie powinnam tego robić?
Robert Gwiazdowski: A dlaczego chce pani na tę emeryturę przejść? Wygrała pani mnóstwo pieniędzy?
Nie, powiedzmy, że po prostu nie chce mi się już dłużej pracować.
- No to w takim razie mam nadzieję, że dobrze zabezpieczyła pani finansowo swoje dzieci na przyszłość. Jeśli bowiem więcej osób pomyśli tak, jak pani, to nie wiem, co się stanie z tymi dziećmi, kiedy przejdą na emeryturę. Jak pani myśli, czego obywatele polscy oczekują po zakończeniu kariery?
Tego, że co miesiąc będą dostawać emeryturę, za którą spokojnie będą sobie żyć.
- I tak właśnie myśli większość społeczeństwa. Ale się myli, bo w naszym kraju to wcale nie jest takie pewne. Wszystko przez tak zwany system emerytalny. Czy pani wie, skąd biorą się pieniądze na te świadczenia? Tak się składa, że na renty i emerytury tych, którzy zakończyli karierę, zrzucają się obowiązkowo wszyscy ci, którzy obecnie pracują - ich dzieci, ale też pani i ja. Pieniądze, które napływają do ZUS w postaci składek odciąganych z naszych pensji, są wydawane na bieżąco.
Natomiast na nasze emerytury składać się będą nasze dzieci i tak dalej. Ktoś, niestety, dał kiedyś Polakom złudne wrażenie, że to oni sami składają się na swoje zabezpieczenie na starość.
Tymczasem jest to trochę taki łańcuszek św. Antoniego. Do funkcjonowania potrzebuje on ciągłego napływu nowych ludzi, którzy będą dorzucać do systemu swoje pieniądze. I tu pojawia się duży problem, bo tych ludzi zaczyna brakować.
Bo rodzi się coraz mniej dzieci?
- Też. Wszystkie prognozy demograficzne mówią o wielkim problemie, jaki nas czeka już wkrótce. Żeby w społeczeństwie dokonywało się tzw. odtwarzanie pokoleniowe, każda rodzina powinna mieć ponad dwójkę dzieci. A proszę mi powiedzieć, kogo dzisiaj stać na wychowywanie trojga czy czworga potomków?
To naprawdę duża sztuka przy polskich realiach i naszych zarobkach. Zwłaszcza te ostatnie pozostawiają wiele do życzenia. Gdyby jeszcze państwo nie pobierało prawie połowy naszej pensji na podatki, składki na ZUS, itp...
Do tego dochodzi jeszcze jeden duży problem - emigracja polskich pracowników.
To po co ktoś stworzył tak wadliwy system?
- Reforma systemu była potrzebna, ale jej założenia okazały się bardzo krótkowzroczne. Kilka lat temu nikt nie mógł przewidzieć, iż tyle osób wyemigruje po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Inaczej łańcuszek mógłby jakoś działać.
Tymczasem okazało się, że nasi pracownicy zostali bardzo chętnie przyjęci na przykład w Wielkiej Brytanii. Państwa unijne borykają się bowiem z takim samym problemem demograficznym, jak my. Tylko że one mogą zaoferować Polakom lepsze wynagrodzenie niż rodzinny kraj i korzystają na tym. Nasi obywatele płacą składki na emerytury za granicą, a polski system zaczyna się sypać.
Jeśli więc nic się nie zmieni, to z czego będzie wypłacana moja emerytura?
- Nadal z tego, co wpłynie do krajowej skarbonki. Tyle że będzie to mniej pieniędzy.
Za kilkanaście lat dostanie pani nie 75 procent, ale około połowy swojej ostatniej pensji. Przejście na emeryturę nie będzie się opłacało, bo spadnie pani poziom życia. Straci na tym też cała gospodarka, bo coraz mniej osób będzie pracowało na rozwój kraju. Oczywiście są jeszcze pieniądze z tak zwanego II filaru, czyli z otwartych funduszy emerytalnych, ale ministerstwo pracy chce, żeby wypłacał je ZUS. Tymczasem nie wiadomo nadal, na jakich zasadach miałoby się to odbywać.
Co więc należałoby zrobić z tym fantem?
- Na przykład zmusić obywateli do rodzenia dzieci, żeby miał na nas kto pracować.
Ale tego nie da się załatwić ustawą.
- Zgadza się. Trzeba by stworzyć warunki życia, które sprzyjałyby zakładaniu i powiększaniu rodzin, czyli na przykład zapewnić wyższe zarobki i obniżyć koszty pracy w postaci podatków i składek na ubezpieczenie.
Do tego przydałoby się jeszcze wydłużenie wieku emerytalnego?
- Jak najbardziej. Obecnie osoba w wieku 55 lat może w naszym kraju przestać pracować i przez następne, powiedzmy dwadzieścia lat, pozostawać na utrzymaniu państwa, czyli nas wszystkich. Do tego dochodzą wywalczone przywileje branżowe, czyli wcześniejsze emerytury górników, nauczycieli itd. Ktoś za to wszystko musi zapłacić, a emerytów przybywa i będzie przybywać.
Gdyby natomiast więcej osób zostało na rynku pracy, to skorzystaliby na tym wszyscy - gospodarka rozwijałaby się, a system emerytalny byłby nadal zasilany pieniędzmi. Pozytywne zmiany odczuliby też sami obywatele.
Dłuższa aktywność zawodowa to dla pracowników same zalety. Pracujący będą bowiem zawsze w lepszej sytuacji finansowej niż emeryci. Będą też mogli dłużej odkładać pieniądze na swoje przyszłe świadczenia i poczują się docenieni, jeśli będą mogli nadal spełniać się zawodowo.
Odgórne wydłużenie wieku emerytalnego może jednak nie załatwić sprawy, bo nie wiadomo, czy starsze osoby będą chętnie zatrudniane przez pracodawców.
- Zapewniam, że tego nie należy się obawiać. Na polskim rynku już zaczynają się bowiem dziać niespotykane rzeczy. Otóż osoby po czterdziestce są coraz chętniej przyjmowane do pracy.
Dlaczego? Bo to się przedsiębiorcom po prostu opłaca. Starszy pracownik nie opuści tak chętnie firmy jak młodszy, żeby wyjechać za granicę, więc można sobie pozwolić na zainwestowanie w jego przeszkolenie. Natomiast kobieta nie zajdzie w ciążę i nie pójdzie na urlop macierzyński czy wychowawczy, zostawiając pracę. Nie do przecenienia jest doświadczenie takich osób.
Teraz przydałoby się jeszcze, żeby korzyści z wydłużenia wieku emerytalnego dostrzegli ci, którzy tworzą polskie prawo.
Dziękuję za rozmowę.
Kurier Poranny