
Pfizer, BioNTech, Moderna i AstraZeneca w ostatnich tygodniach są na ustach nie tylko specjalistów od ochrony zdrowia, ale też inwestorów. Sprawdziliśmy, jak radzą sobie akcje spółek pracujących nad szczepionką na koronawirusa.
Gdyby rok temu ktoś otrzymał „informację z przyszłości” dotyczącą tego, że w 2020 wybuchnie pandemia koronawirusa, a uwaga świata skupi się na producentach szczepionek, to zakup akcji farmaceutycznych gigantów wydawałby się sposobem na pewny zarobek. Rzeczywistość pokazuje, że ten scenariusz sprawdza się tylko w niektórych przypadkach.
Wartość Pfizera stoi w miejscu
Zacznijmy od Pfizera, który jako pierwszy zakomunikował sukces w pracach nad szczepionką. Komunikat z 9 listopada mocno ruszył rynkami, jednak nie obserwowaliśmy wielkiej zwyżki cen akcji amerykańskiej spółki. Owszem, w dniu ogłoszenia postępów, Pfizer podrożał o 7,7 proc., drożejąc z 36,4 do 39,2 USD. To właśnie w czasie tej sesji doszło do sprzedaży pakietu akcji prezesa Pfizera (niemal po maksymalnej dziennej cenie 41,94 USD), co wzbudziło emocje nie tylko w świecie inwestorskim (choć spółka tłumaczyła, że transakcja zaplanowana była już dawno).
Obecnie akcje Pfizera wyceniane są na 36,6 USD, czyli niemal tyle samo, co tuż przed ogłoszeniem obiecujących wyników badań nad koronawirusową szczepionką. Co więcej, od początku roku Pfizer jest na lekkim minusie (-1 proc.), a jego kapitalizacja nadal wynosi ok. 200 mld dolarów.
Dlaczego mimo tak dobrych informacji Pfizer nie drożeje? Po pierwsze, „szczepionkowy wyścig” ciągle trwa i wysunięcie się na prowadzenie w pierwszej jego fazie wcale nie gwarantuje końcowego zwycięstwa. Po drugie, nie samą szczepionką Pfizer stoi – farmaceutyczny gigant o rocznych przychodach na poziomie 50 mld dolarów rocznie ma w swojej ofercie mnóstwo innych produktów (z najszerzej znaną z nazwy Viagrą na czele), przez co ewentualne wpływy ze sprzedaży szczepionki rozmywają się w strukturze przychodów.
W ostatnich latach rosnącą częścią biznesu Pfizera były leki onkologiczne, choć w obszarze tym spółka nie święciła samych triumfów – lipcowy dołek na poziomie 30 USD przypisywany jest ogłoszeniu niepowodzenia w pracach nad lekiem na raka piersi Ibrance.
BioNTech ostro w górę
Zupełnie inna giełdowa historia rozgrywa się na akcjach niemieckiego BioNTechu, który wspólnie z Pfizerem pracuje nad szczepionką na koronawirusa. Notowana od października ubiegłego roku na amerykańskiej giełdzie Nasdaq spółka startowała z wyceną 15 USD za akcję. Na koniec 2019 r. warta była już ponad 30 USD, a dziś jej wycena przekracza 100 USD za akcję.

W przypadku BioNTechu wyraźnie widać też wystrzał z 18 marca 2020 r., kiedy spółka ogłosiła, że wspólnie z Pfizerem będzie pracować nad szczepionką na wirusa, który wówczas dopiero zaczynał paraliżować światową gospodarkę. Giełdowa wartość BioNTechu (24 mld USD) jest wciąż o rząd wielkości mniejszą niż w przypadku amerykańskiego partnera. Co więcej, innowacyjna spółka nie ma w swoim portfolio żadnych innych leków i wszelkie nadzieje na przyszłe zyski wiąże ze szczepionką.
Zarabiać czy nie zarabiać, oto jest pytanie
Podobny schemat jak w przypadku Pfizera i BioNTechu można zaobserwować w giełdowym położeniu dwóch innych spółek, które ogłosiły wyniki III fazy badań nad szczepionką. AstraZeneca, która nad preparatem pracuje wspólnie z Uniwersytetem Oksfordzkim, to farmaceutyczny gigant o giełdowej wartości przekraczającej 100 mld dolarów i rocznych przychodach na poziomie 24 mld dolarów. W przypadku tej spółki również nie widzimy gwałtownej zmiany cen akcji notowanych na giełdach w Nowym Jorku, Londynie i Sztokholmie.
Dość powiedzieć, że obecny kurs jest raptem o kilka procent wyższy niż na początku roku, po ogłoszeniu pozytywnych wyników badań nad szczepionką, AstraZeneca potaniała o 4 proc. W tym kontekście inwestorzy mogli kierować się informacjami o niższej skuteczności szczepionki (70-90 proc.), co jest rezultatem gorszym o deklarowanego przez Pfizera i BioNTech (95 proc.). Kluczowa może być jednak deklaracja samej spółki, która zapowiedziała, że zamierza swoją szczepionkę sprzedawać „po kosztach”. Z punktu widzenia inwestorów na nic może zdać się znacznie niższa cena jednej dawki szczepionki (3-5 dolarów wobec 19,5 dolarów w przypadku Pfizera) czy fakt, że będzie ją można dłużej przechowywać w zwykłych lodówkach, co może znacznie ułatwić dystrybucję.
Znacznie więcej kosztować ma natomiast szczepionka Moderny (25-37 dolarów za dawkę), która – podobnie jak BioNTech – nie wykazywała wcześniej zysków i nie ma w swojej ofercie zatwierdzonych leków. Za jedną akcję Moderny zapłacić trzeba obecnie 98,56 USD, podczas gdy na początku 2020 r. cena nie przekraczała 20 USD. Pierwszym dużym kontraktem Moderny ma być umowa z Komisją Europejską, która zamówi 160 mln dawek szczepionki, której skuteczność określana jest na 94,5 proc. KE o szczepionce rozmawia też z innymi producentami, w tym Pfizerem, BioNTechem i AstraZeneca.
Warto pamiętać, że nad szczepionkami pracują także inne firmy notowane na giełdach, m.in. niemiecki CureVac (niedawny debiutant, który w ciągu dwóch miesięcy podwoił wartość) czy amerykański Johnson & Johnson (gigant, podobnie jak Pfizer i AstraZeneca, znajdujący się na poziomach ze stycznia). Ta ostatnia spółka pracuje nad szczepionką, którą podać będzie można w jednej dawce – być może ostatecznie to okaże się jej główną przewagą konkurencyjną.
