

Od kilku miesięcy amerykański konsument zadłuża się w rekordowym tempie, czemu towarzyszy gwałtowny wzrost kosztów życia i głębokie pogorszenie nastrojów gospodarstw domowych. Może to być sygnał, że wysoko oprocentowany dług zaciągany jest na pokrycie bieżących wydatków.
W kwietniu długi konsumpcyjne mieszkańców Stanów Zjednoczonych zwiększyły się o 38 mld dolarów – poinformowała we wtorek Rezerwa Federalna. To o 3 mld USD więcej, niż oczekiwali ekonomiści. Był to także rezultat niższy od przyrostu o 47,4 mld USD odnotowanego w marcu.


Majowy przyrost zadłużenia konsumpcyjnego w USA pod względem nominalnym był trzecim wynikiem w historii, jeśli wykluczyć dwie anomalię ze stycznia 2006 oraz grudnia 2010 roku. Większe miesięczne wzrosty zadłużenia zaobserwowano w lutym i marcu tego roku.


Na koniec kwietnia amerykański konsument był zadłużony na prawie 4,6 biliona dolarów. Za ok. ¾ tej kwoty odpowiadały kredyty studenckie (prawie 1,75 bln USD na koniec I kw. 2022 r.) oraz samochodowe (ponad 1,3 bln USD). o tzw. kredyt nieodnawialny, który w lutym zwiększył się o 20,3 mld USD. Kredyt odnawialny – czyli w warunkach amerykańskich głównie zadłużenie na kartach kredytowych – wzrósł o 38 mld USD, co daje annuzlizowane tempo wzrostu na poziomie niemal 20%. Statystyki kredytu konsumenckiego nie obejmują zadłużenia z tytułu kredytów hipotecznych, które na koniec 2011 roku sięgnęło rekordowych 11,18 bln USD. Łączne długi bankowe amerykańskich gospodarstw domowych zbliżyły się zatem do 16 bilionów dolarów.
Długi sugerują optymizm, czy desperację?
Dane o zadłużeni konsumpcyjnym Amerykanów można interpretować na dwa sposoby. Dyżurni optymiści powiedzą, że to dobry znak sygnalizujący, że Amerykanie nie boją się kupować na kredyt i są pewni swojej pozycji na rynku pracy przy niemal rekordowo niskim bezrobociu. Problem w tym, że wszelkie dostępne statystyki przeczą tej teorii.
Albowiem bardzo niskiemu bezrobociu i silnemu zapotrzebowaniu na pracowników towarzyszy najwyższa od 40 lat inflacja cenowa. W kwietniu oficjalna inflacja CPI wyniosła 8,3% wobec 8,5% w marcu. Równocześnie przeciętne wynagrodzenie godzinowe w Stanach Zjednoczonych rosło w tempie nieco ponad 5%, co po uwzględnieniu wysokiej inflacji oznacza realny spadek płac. W takiej sytuacji amerykańscy konsumenci uszczuplają oszczędności (stopa oszczędności spadła do poziomu sprzed covidowych lockdownów) lub ograniczają wydatki na dobra wyższego rzędu. Muszą też przeznaczać coraz większą część domowych budżetów na dobra podstawowe: żywność, energię i (rekordowo drogie) paliwa.
W rezultacie indeks nastroju konsumentów Uniwersytetu Michigan spadł w maju do najniższego poziomu od przeszło 10 lat. W przeszłości tak niskie odczyty zdarzały się w okresach recesji gospodarczej w USA. W tym kontekście rosnące zadłużenie z tytułu kart kredytowych sugerowałoby, że Amerykanie muszą pożyczać coraz więcej pieniędzy, aby utrzymać poziom życia przy szybko rosnących kosztach utrzymania. Taka sytuacja jest raczej niemożliwa do utrzymania na dłuższą metę.
Dodajmy przy tym, że kredyt zaciągany na bieżącą konsumpcję jest najgorszym rodzajem zadłużenia. Jest to najwyżej oprocentowany dług, w warunkach amerykańskich kosztujący średnio ok. 16% w skali roku. Zaciąganie takich zobowiązań sprawia, że gospodarstwo domowe coraz więcej pieniędzy przeznacza na obsługę zadłużenia, wkraczając na drogę prowadzącą do finansowego zniewolenia.
