Amerykanie w piątek wykręcili swój klasyczny numer. Po zamknięciu giełd w Europie indeksy w Nowym Jorku ruszyły w górę i odrobiły początkowe straty. Niemniej jednak kryzys bankowy wciąż trwa i wiele banków nie może być pewnych, że dożyje jutra.


Piątek w Europie stał pod znakiem mocnej przeceny akcji banków. W gronie wytypowanych do odejścia z programu znalazł się Deutsche Bank, którego akcje przeceniono finalnie „tylko” o 8,5% (w trakcie dnia nawet o 15%). To kolejny „systemowo istotny” bank, który podobnie jak Credit Suisse od lat przeżywa poważne problemy i uchodzi za jedno z najsłabszych ogniw światowego systemu finansowego.
- To jest bardzo rentowny bank. Nie ma powodu, by się martwić – usiłował pocieszać inwestorów kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Ale chyba mu nie uwierzono. Nieco pomogła za do decyzja zarządu Deutsche Banku, który ogłosił zamiar przedterminowego wykupienia obligacji podporządkowanych za 1,5 mld USD.
Tak wyglądałyby współczynniki kapitałowe banków w USA, gdyby uwzględnić ich niezrealizowane straty na portfelu obligacji. W kilku przypadkach wygląda to nieciekawie. pic.twitter.com/dl22QG1dx4
— Krzysztof Kolany (@kkolany) March 24, 2023
Z kolei w Ameryce najgłośniej mówi się o kalifornijskim First Republic Bank, którego notowania w piątek spadły tylko o 1,4% i przez ostatni miesiąc poszły w dół o przeszło 90%. To jednak nie jedyny bank, który może mieć problemy. Jak policzyli analitycy JP Morgan Asset Management, gdyby wszystkie duże grupy bankowe w USA uwzględniły w swych bilansach niezrealizowane straty na portfelach obligacji, to wskaźniki adekwatności kapitałowej (Tier1) kilku z nich spadłyby w pobliże lub poniżej 6%. Czyli do poziomu, przy którym nadzór zdecydował się zamknąć Silicon Valley Bank.
- Rosnące poczucie niepokoju względem światowego systemu bankowego zwiększyło zmienność na rynku akcji na całym globie. Ponieważ obawy o stabilność banków się utrzymują, to spodziewamy się dalszej intensyfikacji zmienności – powiedział Nigel Green, szef deVere Group cytowany przez Reutersa.
Sytuacji nie poprawiły niedawne sprzeczne wypowiedzi sekretarz skarbu Janet Yellen, która raz mówiła, że banki są „zdrowe”, by następnego dnia zapewniać o gotowości do ich ratowania. Skoro są „zdrowe” i „bezpieczne”, to po co Departament Skarbu miałby im pomagać? Inwestorów nie cieszy też postawa szefa Rezerwy Federalnej, który nie wykazuje zainteresowania obniżkami stóp procentowych, jakich domaga się rynek finansowy.
Jednakże na poziomie głównych giełdowych indeksów na Wall Street było spokojnie. Po spadkowym otwarciu Amerykanie poczekali, aż Europejczycy skończą handel. I wtedy nowojorskie indeksy ruszyły w górę, odrabiając straty i wieńcząc dzień niewielkimi wzrostami. Dow Jones zyskał 0,41% i znalazł się na poziomie 32 237,53 pkt. S&P500 urósł o 0,56%, dochodząc do 3 970,99 pkt. Nasdaq poszedł w górę o 0,31%, osiągając wartość 11 823,96 pkt.
Na odcinku makroekonomicznym nieźle zaprezentowały się wskaźniki PMI dla Stanów Zjednoczonych. „Przemysłowy” PMI podniósł się w marcu do 49,3 pkt. względem 47,3 pkt,. w lutym i oczekiwań rzędu 47 pkt. Analogiczny wskaźnik dla sektora usług wzrósł z 50,6 pkt. do 53,8 pkt., przewyższając rynkowy konsensus na poziomie 50,5 pkt.