Poszkodowani w sprawie GetBack nie są tylko obligatariusze, ale także i akcjonariusze, którzy również zaczęli łączyć siły i upominać się o sprawiedliwość.
Podczas, gdy poszkodowani obligatariusze GetBacku zdobyli szersze zainteresowanie swoją sprawą, a w czwartek ich przedstawiciele brali nawet udział w rządowym spotkaniu na temat problemów spółki, nieco ciszej zrobiło się o akcjonariuszach. Ci także jednak dopominają się o sprawiedliwość. Śladem obligatariuszy założyli grupę na Facebooku, która obecnie zrzesza 68 członków.
- Chcielibyśmy, aby akcjonariusze mniejszościowi byli traktowani jako poszkodowani na równi z obligatariuszami. Wciąż trwa postępowanie prokuratorskie, ale już teraz można domniemywać, że do nieprawidłowości w spółce dochodziło jeszcze przed ofertą publiczną akcji. Strata 1,3 mld zł nie powstała przecież tylko w drugim półroczu 2017 roku. Dodatkowo akcjonariusze indywidualni od IPO do momentu zawieszenia kursu nie dysponowali prawdziwymi danymi na temat spółki, więc nie mogli podjąć racjonalnej decyzji inwestycyjnej - tłumaczy nam Artur Rosiński, który reprezentuje grupę w kontakcie z mediami.
Twórcy grupy szacują, że łącznie popierające ich inicjatywę osoby posiadają ponad 0,5 proc. akcji GetBacku. Póki co nie sformalizowali oni stowarzyszenia, jednak zaznaczają, że gdy przyjdzie na to czas mogą zarejestrować swoją działalność. Przydać ma się to nie tylko w kontekście promocyjnym, ale także m.in. w kontekście ewentualnych pozwów dotyczących odszkodowań. Tych bowiem zrzeszeni w grupie akcjonariusze nie wykluczają. - W naszych planach są pozwy sadowe wobec instytucji, które nie wywiązały się ze swoich obowiązków, zarządu spółki oraz jej głównego właściciela. Pełen obraz sytuacji poznamy jednak, gdy zamknięte zostanie śledztwo - dodaje Rosiński. Inwestorzy zwracają uwagę na horrendalne koszty oferty, fałszowanie wyników przez zarząd oraz niewywiązanie się ze swoich obowiązków przez radę nadzorczą.
W cieniu Abrisu
O "dokonaniach" starego zarządu i rady nadzorczej akcjonariusze mieli zresztą okazję porozmawiać w poniedziałek 27 sierpnia, gdy odbyło się walne spółki. Członkowie zarządu nie otrzymali na nim absolutorium za 2017 rok, czym akcjonariusze dali wyraz swojej dezaprobaty dla działań Konrada K. i jego współpracowników. Absolutorium otrzymali jednak członkowie rady nadzorczej (wyjątkiem był jej przewodniczący - Kenneth Maynard). Akcjonariusze mniejszościowi byli przeciwni, sprawę przepchnął jednak Abris, który dysponuje 60 proc. głosów na WZA.
- Był to smutny spektakl. Nikt z członków rady nadzorczej nie pofatygował się na walne. Absolutorium dostali ludzie, którzy nie dopełnili swoich statutowych obowiązków. Pełnomocnik głównego akcjonariusza tłumaczył, że nie ma zarzutów kryminalnych wobec tych osób. Czyli zdaniem Abrisu wystarczy nie mieć zarzutów by dostać absolutorium... To jakaś pomyłka! Dodatkowo na następną kadencję powołany został przedstawiciel Abrisu pan Wojciech Łukawski, który jeszcze w kwietniu na łamach prasy twierdził, że cena 18,5 zł w IPO była za niska - wyjaśnia Rosiński.

Problemy akcjonariuszy mniejszościowych są więc standardową bolączką inwestorów indywidualnych z GPW, tylko uwypukloną przez obecną sytuację GetBacku. Akcje dają im prawo własności oraz udziału w WZA. Teoretycznie to tam mogą zadbać o swoje interesy, wybrać reprezentującą je radę nadzorczą (czyli pośrednio i zarząd). To wszystko to jednak tylko teoria, przy dużym akcjonariuszu bowiem głos małych jest niesłyszany. Po stronie właścicielskiej GetBack to w dużym stopniu - mimo upublicznienia spółki - prywatny folwark Abrisu. Tymczasem to ludzi ze środowiska właśnie Abrisu podejrzewa się o niewłaściwe wywiązanie się ze swoich obowiązków, co sytuację czyni tym tragiczniejszą. Abris bowiem z punktu widzenia akcjonariuszy mniejszościowym urasta nie do rangi partnera, a podejrzanego - jednego z ogniw, które wpłynęło na stracenie przez nich pieniędzy. Jednocześnie akcjonariusze mniejszościowi muszą walczyć o interesy ogółu akcjonariuszy (a więc i mimochodem Abrisu), ponieważ do tegoż grona należą.
Mniejszościowi tylko "widzami"
Soczewką świetnie zbierającą te problemy jest kwestia układu, nad którym głosowanie ma odbyć się 9 października. Decydujące zdanie w tej kwestii będą mieli wierzyciele, to bowiem oni mają w ramach układu ponieść koszty ratowania spółki. Reprezentujący ich interesy kurator oraz rada wierzycieli proponują rezygnację z połowy przysługujących obligatariuszom pieniędzy, po to, by spółka nie upadła, mogła spróbować wyjść na prostą i w ratach spłacała pozostałe długi. Zarząd proponuje zaś cięcie aż 69 proc. zadłużenia. Prace nad konsensusem mają trwać przez najbliższy miesiąc.
Nie ma winnych nabicia w GetBack
Wygląda na to, że nikt nie musiał informować obligatariuszy GetBacku o ryzyku wejścia w papiery korporacyjne. Idea Bank uważa, że klienci nie musieli wypełniać ankiety MiFID. PDM twierdzi, że inwestorzy składający formularz propozycji nabycia obligacji nie byli jego klientami. A wszystko to potwierdza KNF.
Akcjonariuszy mniejszościowych do dyskusji się nie dopuszcza. Teoretycznie reprezentować ich interesy ma zarząd, ten jednak zdaniem mniejszościowych udziałowców tego nie robi. - Zarząd reprezentuje obecnie tylko i wyłącznie interesy głównego właściciela, czyli Abrisu, który chciałby jak najszybciej pozbyć się problemu. Obecne propozycje zarządu zakładają de facto 100 proc. stratę dla akcjonariuszy mniejszościowych, więc nie możemy ich poprzeć - tłumaczy Rosiński.
Wywłaszczenie akcjonariuszy
Głosowanie nad układem jest dla akcjonariuszy kluczowe. Po pierwsze chodzi o kontynuację działalności i próby wyprowadzenia GetBacku - a więc spółki, której są współwłaścicielami - na prostą. Po drugie zarówno zarząd, jak i przedstawiciele wierzycieli w swoich propozycjach zawarli propozycję konwersji części wierzytelności na akcje. Tej propozycji właśnie dotyczy poprzednia wypowiedź, konwersja może bowiem istotnie wpłynąć na przyszłą strukturę akcjonariatu, a więc udziały mniejszościowych w "nowym" GetBacku. Przedstawiciele akcjonariuszy mniejszościowych nie podważa samej idei konwersji, wylicza jednak, że obecne propozycje są dla nich zabójcze.
Przeczytaj w "Pulsie Biznesu":
Jak miliardy uciekały z GetBacku
Wspólny wróg: Abris
Akcjonariusze podkreślają jednak, że nie chcą być stawiani w opozycji do wierzycieli. - Naszym zdaniem zarówno akcjonariusze mniejszościowi, jak i wierzyciele, zostali w taki sam sposób oszukani - zaznacza Rosiński, dodając jednocześnie, że nie dotyczy to akcjonariusza większościowego, który miał pełną kontrolę nad spółką. - Zaniedbania w nadzorze to tylko i wyłącznie wina Abrisu - podkreśla.
Zaznacza także, że w myśl nowego prawa restrukturyzacja nie powinna faworyzować wierzycieli względem akcjonariuszy, a chronić obie strony. Ze znalezieniem złotego środka może być jednak problem. Teoretycznie z punktu widzenia przyszłej wartości spółki (ważnej dla akcjonariuszy) im więcej długu zdecydują się w układzie umorzyć wierzyciele, tym lepiej. Wierzyciele z kolei chcieliby odzyskać jak najwięcej. Elementem równoważącym w takich sytuacjach często bywa konwersja na akcje. Wierzyciele odpuszczają nieco bardziej kwestie długu, w zamian dostają zaś udziały w spółce. Konwersja w obecnym kształcie nie jest jednak na rękę ani drobnym akcjonariuszom, ani drobnym obligatariuszom. Ci ostatni zresztą zaapelowali do Rady Wierzycieli, że akcji nie chcą.
W poszukiwaniu rozwiązania
Zdaniem Rosińskiego najlepszym rozwiązaniem byłoby znalezienie inwestora, który chciałby kontynuować działalność spółki, przeprowadzić rebranding i dofinansować ją. Rosiński rozumie jednak, że może to być trudne. Obecny zarząd deklaruje wprawdzie, że jest w kontakcie z 11 zainteresowanymi podmiotami, nie wiadomo jednak na ile poważne są to propozycje. Dodatkowo wcale nie muszą pomóc akcjonariuszom mniejszościowym. - Zarząd podczas WZA sugerował, że inwestorzy niestety w większości zainteresowani są tylko zakupem portfeli i platformy, sama spółka po takiej transakcji pozostałaby zaś bezwartościowa - zauważa Rosiński.
Akcjonariusze szansy upatrują jednak także w tym, że Abris akceptując propozycje układowe w zasadzie pogodził się ze stratą i wywłaszczeniem z GetBacku. To podsuwa Rosińskiemu inny scenariusz. - Spółka mogłaby wykupić za małą opłatą akcje Abrisu i umorzyć je. Zostałoby tym samym 40 mln starych akcji. Do tego obligatariusze dostaliby 120 mln akcji nowej emisji po ostatniej cenie z rynku: 3,75 zł. Wówczas akcjonariusze mniejszościowi nie zostaną wywłaszczeni, a kapitał zakładowy zostanie podniesiony o ponad 400 mln zł - proponuje Rosiński, choć zaznacza, że jest to tylko przykład możliwego rozwiązania, a akcjonariuszom mniejszościowym zależy zaś przede wszystkim na tym, by w końcu ktoś zaczął bronić ich interesu.
Ile wart jest GetBack?
Wycena akcji GetBacku pozostaje jednak sporą zagadką. Ostatnia transakcja odbyła się po wspomnianej cenie 3,75 zł, było to jednak w kwietniu, gdy jeszcze wiele faktów na temat GetBacku nie było znanych. Rzeczywista cena, zważywszy na skalę problemów spółki, jest zapewne obecnie dużo niższa. Jeżeli liczba akcji zostanie zwielokrotniona, co zapisane jest w propozycjach układowych, i na rynek trafią miliardy akcji wyemitowanych po 5 groszy, cena może spaść nawet właśnie w okolice groszowych jedności. Problem jednak polega na tym, że aby GetBack ponownie mógł zaistnieć na giełdzie, najpierw musi sobie poradzić z problemem obecnego długu. Zatwierdzony musi zostać więc odpowiedni do skali problemów spółki układ. Bez tego spółka nie wyjdzie na prostą, a jej akcje pozostaną bezwartościowe. Piłka jest więc po stronie wierzycieli.
Nie powinno to jednak sprawić, że zapomni się o akcjonariuszach. Ci także zostali oszukani, kupowali bowiem spółkę prezentującą świetne wyniki, otrzymali zaś pompowany balon, którego zarząd najprawdopodobniej dokonywał machlojek w wynikach i w nieodpowiedzialny sposób zadłużył firmę doprowadzając ją na skraj bankructwa. Podczas gdy obligatariusze walczą o to, by odzyskać 50 proc. swoich pieniędzy, inwestorzy, którzy kupili akcje na IPO, stracili już blisko 80 proc. zainwestowanego kapitału. O ich problemie pracujący nad układem także powinni pamiętać.
Adam Torchała
