Milek najwyraźniej gra w SimCity, nie na giełdzie. Otwiera nowe sklepy CCC, jakby KPI to była liczba lokali, a nie rentowność na metr kwadratowy. W czasach, gdy konwersja online rośnie dwucyfrowo, a koszt pozyskania klienta w fizycznym sklepie przekracza ROPO , CCC inwestuje w powierzchnię handlową, która generuje tylko OPEX.
Przykłady? Proszę bardzo:
- Koszt najmu: średnio 250–400 zł/m² w galeriach, przy spadającym footfallu.
- Personel: pensje, ZUS, rotacja, szkolenia — wszystko to, czego e-commerce nie zna.
- Logistyka: decentralizacja magazynów, dostawy do sklepów, zwroty offline — drożej, wolniej, mniej skalowalnie.
- Omnichannel? CCC niby próbuje, ale UX w aplikacji to lata 2018, a integracja z fizycznym sklepem przypomina ręczne przepisywanie zamówień.
W efekcie mamy strategię, która wygląda jak „więcej sklepów = więcej problemów”. Milek chyba myśli, że klient przyjdzie, bo „buty trzeba przymierzyć”. Tymczasem konkurencja już dawno przeszła na AR i darmowe zwroty z paczkomatu. Ale spoko — może CCC otwiera te sklepy tylko po to, żeby shorty miały gdzie świętować.