Znaj proporcjum, mocium panie! Im mniej znaczący gest pojawia się w przestrzeni publicznej, tym większej histerii możemy spodziewać się w związku z nim nad Wisłą. Polacy nie kochają twardej, realnej gry ale kochają nurzać się w melodramatyczne dywagacje nad drobnymi gestami.
Tymczasem realnie rzecz biorąc decyzja Prezydenta Nawrockiego o braku spotkania z Wiktorem Orbanem waży równie dużo… co ważą Węgry w polityce międzynarodowej. Czyli niewiele.
PKB Polski to ~980 mld dolarów, Węgier ~225 mld przy 9.5 milionach ludności. Wzrost gospodarczy w ostatnich latach mają marny, słabszy niż w innych państwach regionu. Średniostatystycznej węgierskiej rodzinie żyje się ciężej niż polskiej. Przy czym 15 lat temu było odwrotnie, byli mocno z przodu a zostali w tyle. Armia węgierska? Mocno symboliczna.
Brylowanie na salonach w Waszyngtonie i Moskwie naprawdę niewiele zmienia, jeśli na koniec dnia wszyscy wiedzą, że jednak grasz w lidze maluchów, jesteś nieuzbrojony i nieprzesadnie bogaty. A takie właśnie są Węgry.
Polska też nie jest mocarstwem, ale ważymy wielokrotnie więcej, zwłaszcza w regionie. Budapeszt natomiast, utwierdzając i potwierdzając w ostatnich dniach swoją zależność energetyczną od Moskwy, idzie przeciwko naszym planom, działaniom, żywotnym interesom.
My rozbudowujemy infrastrukturę żeby przesyłać surowce dla państw regionu z innych kierunków niż rosyjski. Węgry przeciwnie. Dlaczego Prezydent miałby nagradzać za to Orbana i uwiarygadniać, sprzeczną z naszą, politykę energetyczną? Nie widzę powodu.
Tym bardziej, że Węgry od lat dokładnie w ten sam sposób zachowują się wobec Polski. Możemy klepać się po plecach i powtarzać zawołania o szabli i szklance. Kiedy jednak przychodzi do interesów - zero sentymentów, panowie i panie - to jest realna polityka. Wobec wszystkich.
Bardzo się cieszę, że w niektórych kręgach o zacięciu prorosyjskim dojrzało myślenie, że „Ukraina powinna stać się państwem buforowym między Rosją a NATO”. To ładne sformułowanie oznacza tak naprawdę kraj robiący za „zderzak” pomiędzy blokami wojskowymi. Ukraina właśnie teraz, od wielu wielu lat jest takim „zderzakiem”.
Zwracam tylko uwagę, że żeby tak się stało, to Rosja musi przegrać wojnę na Ukrainie, tzn. nie zrealizować swojego celu jakim jest podporządkowanie i/lub zniszczenie tego państwa. Jeśli natomiast Rosjanie swoje cele zrealizują i Ukraina wpadnie w ich ręce, to oczywiście przestanie być zderzakiem a strefa zgniotu przesunie się na zachód.
Państwem buforowym zostanie Polska a napięcie militarne znad Dniepru przeniesie się nad Wisłę. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Potencjalny sukces Rosji w pierwszym rzędzie najbardziej odczuje wschód kraju - podkarpackie, lubelskie, podlaskie. To stamtąd, jako z potencjalnej strefy frontowej, będą uciekały inwestycje, kapitał i ludzie, przede wszystkim młodzi, którzy nie będą chcieli budować swojej przyszłości w zagrożonym regionie.
Kto nie chce żeby Polska została „zderzakiem w strefie zgniotu”, niech zacznie poważnie podchodzić do konsekwencji jakie wypływają z tego myślenia.