- Jestem dumny z zarzutów, które mam postawione, że zarządzając funduszem, sprzedałem akcje spółki za drogo. Byłem dwa miesiące, trzy miesiące w domu, byłem aresztowany przez dobrozmianowych sędziów, a wypuszczany przez tych nie dobrozmianowych - dodaje.
- Razem z moimi adwokatami mecenasami, najczęściej powtarzane słowo to jest "niewiarygodne". Ten mechanizm państwa, aparat, który we mnie uderzył, to było naprawdę niewiarygodnie - wyjaśnia
I zwracając się bezpośrednio do prowadzącego Andrzeja Steca, "z twojej branży również wielu dziennikarzy było po tej ciemnej stronie mocy. - Gdy byłem w areszcie, powstał artykuł pani Jagody Frycz o moim rzekomym opuszczaniu aresztu, który posłużył do przedłużenia mojego aresztu tymczasowego. Miałem pojawiać się dwukrotnie na uczelni Koźmińskiego, na której nigdy nie byłem. Pozwałem tą dziennikarkę Bussines Insidera i ona została skazana za zniesławienie. Musiałbym mieć konszachty z 14 strażnikami i sąd dał temu wiarę. Takich niewiarygodnych historii w tej "mojej przygodzie" było sporo - opisuje Osiecki.
Kiedy "normalny człowiek trafia do aresztu tymczasowego, to jest jeszcze gorsze niż więzienie". - Siedzi się w czteroosobowej celi 13 m kw., ma się godzinę na spacerniaku dziennie. Trwa się w zawieszeniu, nie wiedząc co dalej. Procent przyjętych wniosków o tymczasowe aresztowanie to 95%. Są sędziowie, którzy nigdy nie odmówili prokuratorowi zastosowania tymczasowego aresztowania. Pierwsze widzenie z rodziną miałem 2 miesiące po aresztowaniu. Późniejsze były zawsze w obecności agenta CBA, który wszystkiego słuchał. Areszty się przeciągają, to jest cały czas wydłużająca się meta - opisuje.
Na pytanie redaktora naczelnego Bankier.pl Andrzeja Steca, czy zmieni się to przy obecnej władzy, gość odpowiada "oczywiście, że nie mam pewności. Presja, presja i jeszcze raz presja na polityków. Mam jednak wrażenie, że teraz jest inaczej".