Znamy już projekt budżetu państwa na 2018 r. Podobnie jak w poprzednich latach zakłada on przewagę wydatków nad dochodami. W przyszłym roku ma ona wynieść 41,5 mld zł, a deficyt całego sektora finansów publicznych 2,7 proc. PKB. Zastanawiamy się, czy to dużo.


Rząd podkreśla, że budżet na 2018 r. jest bardzo dobry i zarazem bezpieczny, a wysokość deficytu zgodna z regułą wydatkową. Ponadto nie przekracza ona progu narzuconego przez Komisję Europejską, czyli 3 proc. PKB. Oznacza to, że nie zagraża nam procedura nadmiernego deficytu.
Do tego będzie to jeden z najniższych deficytów w ostatnim dwudziestoleciu. Sektor był w lepszej sytuacji jedynie w roku 1999, 2007 oraz w dwóch ubiegłych latach, a wszystko wskazuje na to, że także w tym roku ma szansę być niższy. Patrząc jedynie na te dane, rzeczywiście nie ma powodu do niepokoju.
Królowa koniunktura
Jeśli przyjrzymy się bliżej danym dotyczącym deficytu budżetowego, zauważamy, że jego wysokość zmieniała się cyklicznie. W latach 1999-2003 oraz 2007-10 przewaga wydatków nad dochodami się zwiększała, natomiast w latach 1997-99, 2003-07 oraz po roku 2010 (z krótką przerwą w 2013 r.) generalnie sytuacja budżetu z roku na rok była coraz lepsza.
Przeczytaj także
Wyjaśnienie tej zagadkowej sytuacji jest bardzo proste. Zasadniczo wysokość deficytu jest zależna od kondycji gospodarki. Kiedy kraj dobrze się rozwija, rośnie zatrudnienie, zarobki oraz zyski przedsiębiorstw, do kasy państwa trafia coraz więcej pieniędzy w postaci podatków. Analogicznie, kiedy na horyzoncie pojawia się kryzys, spadają przychody firm, które przez to zaciskają pasa, co powoduje spadek zatrudnienia i przyhamowanie wzrostu wynagrodzeń.
Jednym z najlepszych wskaźników pozwalających ocenić koniunkturę w kraju jest bezrobocie. Gdy kondycja w gospodarce jest dobra, to potrzeba coraz więcej rąk do pracy, natomiast jeśli przez kraj przetacza się fala bankructw i restrukturyzacji upadających przedsiębiorstw, to wiele osób kończy bez zatrudnienia.
Jeżeli spojrzymy na wskaźnik stopy bezrobocia dla ostatnich 20 lat, to widzimy, że może i Polska uniknęła w tym czasie recesji, ale nasza gospodarka miała swoje wzloty i upadki. Co więcej, ich okresy pokrywają się z tymi dotyczącymi budżetu. Generalnie, kiedy rosło bezrobocie, to rósł też deficyt.
Co więcej, koniunktura nie zawsze zależy od gospodarności naszego rządu, ale wpływ na nią w dużej mierze ma sytuacja na świecie. Jeśli źle się dzieje u naszych partnerów handlowych, to odczuwają to także polscy eksporterzy. To potem odbija się na ich dostawcach, a ostatecznie na pracownikach jednych i drugich. Mają oni mniej pieniędzy na zakupy, więc i firmom produkującym na rynek krajowy dzieje się gorzej, co nie pozostaje bez wpływu na ich pracowników.
Oba okresy osłabienia gospodarczego w ostatnim dwudziestoleciu wynikały głównie z sytuacji za granicą. Wzrost bezrobocia na przełomie wieków był efektem przede wszystkim nałożenia bankructwa Rosji i pęknięcia bańki internetowej w USA. Krach w 2009 r. był natomiast efektem światowego kryzysu finansowego, którego bezpośrednim efektem był kryzys zadłużeniowy w strefie euro szczególnie mocno odczuwalny kilka lat później.
W jakim momencie koniunktury jesteśmy teraz? Bardzo dobrym! Nasi najważniejsi partnerzy handlowi, czyli kraje strefy euro z Niemcami na czele, notują rekordowy w perspektywie ostatnich lat wzrost gospodarczy. Również nastroje inwestorów są doskonałe, a giełdy regularnie zwyżkują. Ożywienie jest widoczne także u nas. Bezrobocie w Polsce jest najniższe od czasów transformacji ustrojowej.
Deficytu w UE
W takiej sytuacji można by oczekiwać, że także deficyt budżetowy będzie najniższy w historii. Ale nie jest. Co prawda bywało gorzej, ale też bywało lepiej i to także w okresach, kiedy nasza gospodarka nie miała się tak doskonale jak teraz. Można więc powiedzieć, że biorąc pod uwagę aktualną koniunkturę, nasz deficyt jest obecnie względnie wysoki.
Blado wypadamy także w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej, które okres dobrej koniunktury postanowiły wykorzystać nieco inaczej od nas. Co prawda jeszcze nie wszystkie państwa przedstawiły projekty ustaw budżetowych, ale biorąc pod uwagę poprzednie lata oraz szacunki na ten rok, wydaje się, że deficyt budżetowy Polski w relacji do PKB będzie jednym z najwyższych w UE.
Względna przewaga wydatków nad dochodami będzie wyższa w Rumunii, ponadto szacunki Komisji Europejskiej nie najlepiej wróżą także Francji, choć ekipa Emmanuela Macrona jest zdeterminowana, by do końca kadencji zrównoważyć budżet. Cel ten zamierza zacząć realizować już od przyszłego roku planując deficyt na poziomie 2,6 proc. PKB, znacznie poniżej szacunków KE. Rośnie natomiast lista krajów, które wręcz notują nadwyżkę w budżecie. Już w zeszłym roku było na niej 10 państw.
| Deficyt / nadwyżka (% PKB) | |||
|---|---|---|---|
| 2016 | Prognoza KE na 2018 |
Projekt budżetu 2018 |
|
| Hiszpania | -4,5 | -2,6 | b.d. |
| Francja | -3,4 | -3,2 | -2,6 |
| UK | -3 | -2,3 | b.d. |
| Rumunia | -3 | -3,7 | b.d. |
| Belgia | -2,6 | -2 | b.d. |
| Włochy | -2,4 | -2,3 | b.d. |
| Polska | -2,4 | -2,9 | -2,7 |
| Portugalia | -2 | -1,9 | b.d. |
| Finlandia | -1,9 | -1,8 | -1,5 |
| Słowenia | -1,9 | -1,2 | 0,1 |
| Węgry | -1,7 | -2,4 | -2,4 |
| Słowacja | -1,7 | -0,6 | -0,8 |
| Austria | -1,6 | -1 | b.d. |
| Dania | -0,9 | -0,9 | -1 |
| Chorwacja | -0,8 | -0,9 | -0,8 |
| Irlandia | -0,7 | -0,3 | -0,1 |
| Bułgaria | 0 | -0,3 | b.d. |
| Łotwa | 0 | -1,8 | b.d. |
| Litwa | 0,3 | -0,2 | b.d. |
| Estonia | 0,3 | -0,5 | -0,3 |
| Holandia | 0,4 | 0,8 | 0,8 |
| Cypr | 0,4 | 0,7 | 1 |
| Grecja | 0,7 | 0,6 | b.d. |
| Czechy | 0,7 | 0,1 | b.d. |
| Niemcy | 0,8 | 0,3 | b.d. |
| Szwecja | 0,9 | 0,7 | b.d. |
| Malta | 1 | 0,8 | b.d. |
| Luksemburg |
1,6 | 0,3 | b.d. |
Przezorny zawsze bezpieczny
Wstrzymywanie się z nadmiernymi wydatkami budżetowymi w okresie dobrej koniunktury nie jest takim głupim pomysłem. Już od czasów biblijnych po tłustych latach następowały lata chude. Każdy okres ożywienia kiedyś się kończy. Właściwym nie jest pytanie, czy kolejny kryzys nastąpi, ale kiedy nastąpi.
Patrząc na dotychczasowe okresy słabszej koniunktury w najnowszej historii Polski, można zauważyć, że deficyt w tym czasie rósł o około 4 pkt. proc. Nawet jeśli założymy, że następne osłabienie nie będzie tak głębokie, to nadal możemy się spodziewać wzrostu o około 2 pkt. proc. Przy obecnej sytuacji ewentualne zawirowanie w światowej gospodarce oznaczałoby deficyt na poziomie 4,7 proc. PKB, czyli znacznie powyżej granicy ustalonej przez Komisję Europejską (3 proc.). Gdyby budżet był obecnie zrównoważony, procedura nadmiernego deficytu w przypadku pogorszenia koniunktury by nam po prostu nie groziła.
Margines pozwalający manewrować budżetem w niespokojnych czasach ma ogromne znaczenie dla gospodarki. Właśnie wtedy, kiedy przez kraj przetacza się fala bankructw i zwolnień, państwo jest najbardziej potrzebne. Gdy budżet zabiera ludziom mniej w postaci podatków lub rozdaje więcej w formie programów socjalnych, może zniwelować negatywne skutki kryzysu i nie dopuścić do dalszego spadku konsumpcji. W ten sposób stymuluje gospodarkę w momencie, kiedy ona najbardziej tego potrzebuje, powstrzymując falę zwolnień i bankructw.
Podstawowym warunkiem pozwalającym na stymulację gospodarki jest jednak odpowiedni zapas w budżecie pozwalający zwiększać wydatki, kiedy zachodzi taka potrzeba. W Polsce zapas ten wyznacza konstytucyjny limit wartości długu publicznego w relacji do PKB, który wynosi 60 proc. Biorąc pod uwagę, że aktualnie wskaźnik ten kształtuje się na poziomie około 55 proc. można zauważyć, że zapas mamy niewielki. Wystarczy mniej więcej dwuletni okres spowolnienia gospodarczego, by znaleźć się pod ścianą. Wówczas do zaciśnięcia pasa zostaniemy po prostu zmuszeni.























































