Po 10 wzrostowych sesjach z rzędu średnia przemysłowa Dow Jonesa odnotowała kosmetyczny spadek. Nieco kuriozalną sesję zaliczył za to S&P500, który nieco na siłę ustanowił nowy, śródsesyjny rekord wszech czasów.


Rozpoczynając wtorkowy handel DJIA miał za sobą imponującą serię: 10 wzrostowych sesji z rzędu, z czego aż 9 zakończyła się nowymi historycznymi rekordami. To, że wzrosty te były kosmetyczne, nie miało większego znaczenia.
Ale każda seria kiedy się kończy. Choć przez pierwsze trzy godziny handlu nic tego nie zapowiadało. Przy braku publikacji makroekonomicznych i już praktycznie po zakończeniu sezonu raportowania wyników za drugi kwartał Dow Jones wyznaczył nowe maksimum na poziomie 22.179 punktów. Swój rekord wszech czasów (2490,87 pkt.) minimalnie poprawił także S&P500.
I to był szczyt możliwości giełdowych byków. W połowie sesji rozpoczął się odwrót, który trwał prawie do końca dnia. Spadki były jednak minimalne. DJIA stracił 0,15%, S&P500 0,24%, a Nasdaq 0,21%. Mimo to środowa sesja zostawiła nieprzyjemne wrażenie w postaci długich górnych cieni na wykresach dziennych.
Preteksty stojące za środowym odwrotem w mojej ocenie nie są warte uwagi. Mówiło się, że to efekt aktywności prezydenta Trumpa ostrzegającego przed Koreą Północną, która w tym roku stała się dyżurnym (obok Rosji) straszakiem na amerykańską opinię publiczną.
Prędzej warto przypomnieć fakt, że amerykańskie akcje są wyceniane astronomicznie wysoko. Tzw. cykliczny c/z dla indeksu S&P500 przekracza 30 – wyższy był tyko w czasie bańki internetowej na przełomie XX i XXI wieku oraz tuż przed krachem roku 1929. Mimo całkiem przyzwoitej dynamiki zysków spółek w pierwszym i drugim kwartale S&P500 wciąż jest wyceniany na przeszło 18-krotność oczekiwanych zysków za następne 12 miesięcy.
Krzysztof Kolany























































